Czy rzeczywiście uważacie, że tylko prawda nas wyzwoli? Oto ona. Ale to początek końca cywilizacji, jaką znacie. Cywilizacji próżności, nacjonalizmu, religii i konsumpcjonizmu. Wstrzymał głupotę, ruszył myślenie, polskie go zgnoiło plemię.


Manifest Kosmologiczny

Niech poniższy tekst będzie skromnym wsparciem dla zjednoczenia Europy i następnie planety Ziemi w jedno państwo.

Wstęp
Najlepiej by było stanąć sobie poza Wszechświatem i jako obserwator zewnętrzny patrzeć jak powstaje, jak przebiega i jak kończy swe istnienie. I ewentualnie, co dalej. Niestety, jako nieodłączna część Wszechświata nie mamy takiej możliwości, a "stanąć poza Wszechświatem" jest niemożliwe - to tylko konstrukcja słowna. Tak samo "co dalej", bo czas powstał razem z Wszechświatem i razem z nim zniknie. W sytuacji nieistnienia Wszechświata zachodzi nieistnienie czasu (jak i przestrzeni). Jedyne co nam pozostaje to odrobina wiedzy - najlepiej po trochu z każdej dziedziny, odrobina wyobraźni oraz najważniejsze: myślenie logiczne. Na poparcie twierdzeń Kopernika, Darwina i Einsteina są dowody empiryczne. Nie można empirycznie ani dowieść, ani też obalić niniejszej teorii. Pozostaje logika i sens, a nawet sprawiedliwość, ale niekoniecznie z ludzkiego punktu widzenia. Nie trzeba wielkiego wysiłku umysłowego, aby odkryć prawdę, a wręcz trzeba się mocno wysilać, aby jej nie dostrzec, ponieważ w zakamarkach podświadomości każdego choć trochę inteligentnego człowieka tli się pewne przeczucie. Wszelkiej maści oszołomstwa tłumią to przeczucie. A przede wszystkim należy się wyzbyć pychy, zwłaszcza religijnej, która dyktuje u homo sapiens przekonanie o byciu najważniejszym na świecie.

1. Sens istnienia Wszechświata
Wszechświat powstał w Wielkim Wybuchu (co raczej powinno być zwane Wielkim Początkiem Puchnięcia Czasoprzestrzeni, ale niech zostanie to krótsze), a zakończy swe istnienie w Wielkim Kresie. Czyli będzie się rozszerzał i to coraz szybciej - można by powiedzieć: w nieskończoność - by w końcu... zniknąć (gdy jeden wymiarów ulegnie zamknięciu, a inny otwarciu). Wcześniej uważano, że Wszechświat przestanie się rozszerzać i w połowie swego istnienia zacznie się kurczyć, aby ostatecznie zniknąć w czymś w rodzaju ostatniej czarnej dziury. Jest to opcja mało prawdopodobna. Tak samo mało prawdopodobna, a może jeszcze mniej, jest opcja, która mówi o tym, że Wszechświat będzie trwał wiecznie rozszerzając się coraz wolniej. Wszechświat będzie się rozmiarami rozszerzał w nieskończoność stygnąc do zera absolutnego, a czarne dziury będą tylko tymczasowymi „odkurzaczami” materii, bo w sytuacji deficytu materii na olbrzymiej przestrzeni, „parują” energią i cząstkami. Tylko, że wtedy... też zniknie, bo dochodząc do nieskończoności dojdzie do nicości. Dlaczego? Zarówno nicość i nieskończoność to te pojęcia, których człowiek nie jest w stanie całkowicie zrozumieć; może o to chodzi. „Gdzieś” i „kiedyś” te dwa pozornie odmienne stany przechodzą w siebie wzajemnie. Czasoprzestrzeń, energia i materia jest tym wszystkim między tymi stanami. Jest grą między nimi. Patrząc inaczej na materię, fizycy „widzą” cząsteczki, atomy, cząstki elementarne, potem kwarki a dalej nie ma już nic lub też są tzw. „struny” drgającej energii. I wcale nie chodzi o to, że nie dysponują odpowiednimi mikroskopami; po prostu nie ma już nic w sensie stricte materialnym. Odkrycie kolejnych nowych cząstek nic tu nie zmieni. Jest tylko prawdopodobieństwo, że cząstka występuje i to tylko w sensie falowym. Innymi słowy nauka ścisła dochodzi do tego samego wniosku, co mnisi buddyjscy: materia tak naprawdę nie istnieje, w sensie stricte materialnym. Podział na materię i ducha jest więc pomyłką. Materia jest po prostu duchem, czyli czterowymiarową częścią więcej wymiarowej, nazwijmy to, relatywistycznej funkcji matematycznej, która się po prostu dzieje, a jej wykres jest sam dla siebie układem odniesienia, układem współrzędnych.
Wyobraźmy sobie taką oto prostą funkcję matematyczną f(x) = x do potęgi 3. Narysujmy jej wykres na kartce papieru lub na ekranie komputera w jakimś programie matematycznym bądź graficznym. A teraz spalmy tę kartkę lub wyłączmy zasilanie. Co się stanie z samą funkcją? Przestanie istnieć?
Jeśli Wszechświat powstał z niczego, to nadal jest nicością, a tylko nam się wydaje, iż jest realny. Odczuwanie jego istnienia, jak i odczuwanie upływu czasu, jest możliwe tylko dla bytów ożywionych czynnie przetwarzających informacje, materię i energię, a nie np. dla taboretu (nie mylić z pewną sędzią-taboretem ferującą wyroki na zlecenie "samych swoich złodziei"). Wprawdzie zegarek odmierza upływ czasu, ale któż to stwierdza, że on w ogóle działa? Matematyka Wszechświata, a raczej jego nieskończonych cyklów, posługuje się jedynie nicością i nieskończonością, a cyfry i liczby są jedynie częściowym ułatwieniem poznania przez istoty inteligentne (chociaż podejrzewam, że istnieje pewna ogromna liczba tożsama z nieskończonością, po której jest... znowu zero. Wprawdzie można ją powiększyć o 1 w sensie zapisania na kartce papieru lub w pamięci komputera, ale to niczego nie zmienia). Jest możliwe, że w następnym Eonie prawa fizyki i wartości stałych natury będą inne: troszkę inne lub całkiem inne. Cztery wymiary okazały się ilością zbyt małą - niektórzy naukowcy już doszukują się rozwiązania zagadki Wszechświata w 11-tu wymiarach, a inni w 26-u! A nie lepiej z góry założyć, że ta gra czasoprzestrzeni odbywa się w n wymiarach, gdzie n to nieskończoność? Mamy jeden wymiar czasowy i 3 wymiary przestrzenne rozwinięte - otwarte, a cała reszta wymiarów jest zwinięta, zamknięta - względem nas. (To całkowicie odmienne spojrzenie na Wszechświat i materię pozwala tworzyć teorię GUT i wkrótce pozwoli zbudować pojazdy, o których się filozofom nie śniło - i nie chodzi tu o anty-grawitację, bo taka w rzeczy samej nie istnieje, tylko o lokalne przekrzywienie krzywizny czasoprzestrzeni, co poskutkuje zmianą kierunku „przyciągania” w skali mikro. Piszę w cudzysłowie, bo grawitacja to nie siła lecz własność geometrii - pozostają tylko problemy techniczne do pokonania, szczegóły rozwiązań i wzory nie będą publikowane z uwagi na aspekt militarny). Cykl koniec starego Wszechświata - początek nowego to nic innego, jak zwinięcie trzech otwartych wymiarów (lub tylko jednego z nich) i w to miejsce rozwinięcie trzech dotychczas zamkniętych (lub tylko jednego z nich). W wyobrażeniu geometrycznym te n wymiarów przypominają pęczek okręgów z jednym punktem wspólnym, gdzie one wszystkie się ze sobą łączą i gdzie jeden wymiar przechodzi w kolejny, co jest logiczne. Z obserwacji naukowych widzimy, że Wszechświat przejawia pewne, nazwijmy to, dążenie. Dążenie do czego? Dążenie do własnego końca, a tym samym dążenie do początku nowego poprzez zwiększanie entropii. I tak w nieskończonym cyklu. Wszechświat jest oparty na przeciwieństwach, symetriach: początek - koniec, nic(ość) - wszystko(ść), plus - minus, bezwymiarowy punkt - nieskończoność itd. Tenże cykl istnieje tylko z perspektywy obiektów go odczuwających - widzących. (O ile można nadużyć pojęcia czasu, to wszystkie cykle Wszechświata - Eony dzieją się jednocześnie, a tylko z naszej, bytów żywych, perspektywy będziemy je przechodzić w nieskończonej liczbie cyklów). Prosty przykład dla wytłumaczenia: gdy w betoniarce przed jej uruchomieniem w jednej połowie bębna jest piach, a w drugiej cement, to jest to stan minimalnej entropii, maksymalnego uporządkowania, a gdy ją włączymy, to po dłuższym czasie w całym bębnie piach z cementem będą dokładnie zmieszane - jest to stan maksymalnej entropii, maksymalnego chaosu; maksymalnego ujednolicenia. Owszem, za pomocą malutkiej pęsety, pod mikroskopem, możemy drobinki cementu odkładać na jedną stronę, a ziarenka piasku na drugą. Ale kto będzie się w to bawił? We Wszechświecie tymi składnikami jest materia i energia oraz czasoprzestrzeń. W momencie Wielkiego Wybuchu, w ułamku sekundy powstały osobno czasoprzestrzeń, energia i materia. Entropia to miara nieuporządkowania, ujednolicenia chaosu, który w stanie maksymalnego ujednolicenia, zmieszania staje się nicością, która wybuchając daje początek kolejnemu Wszechświatowi, a ten początek to stan maksymalnego uporządkowania. Wzrost entropii to wzrost nieuporządkowania. Jak wiadomo, materię można zamienić w energię. Wszechświat rozszerza się i to coraz szybciej. Czasoprzestrzeni jest więc coraz więcej. Skąd się zatem bierze ta dodatkowa czasoprzestrzeń? Na krańcu Wszechświata (krańcu obserwowanym przez hipotetycznego obserwatora 4-wymiarowego) energia fal elektromagnetycznych przekształca się w czasoprzestrzeń. A my się czujemy „materialni”, bo jesteśmy trójwymiarowi w n-wymiarowej nicości. Chociaż, jak się zdaje, ta nicość ma coś w rodzaju kwantowego zaburzenia - rysy w nicości. Wszechświat stary dąży do swojego końca, a przez to do początku nowego, każdy wymiar dąży do przejścia w następny, każdy wymiar otwarty do przejścia w zamknięty i odwrotnie. Niewykluczone, że WSZECHŚWIAT Wszechświatów zawiera w sobie także takie 4-, 5-, 10- i n- wymiarowe, ale skoro nam przyszło grać w bajce 3-wymiarowej, to zapewne tak będzie zawsze - dla nas. Kto stworzył Wszechświat, WSZECHŚWIAT Wszechświatów, albo kto stworzył tego kogoś? A jakie to ma znaczenie? Żadnego! Nie można mówić, że przed stworzeniem Wszechświata musiał istnieć ktoś, kto go stworzył, gdyż takie pojęcia jak: przed, po, wcześniej, później wymagają po prostu istnienia czasu. Czas, jak i przestrzeń, pojawił się razem ze Wszechświatem, czyli w momencie Wielkiego Wybuchu. Więc całkowicie bezpodstawne są określenia typu: "przed Wszechświatem, po nim, poza nim, na zewnątrz niego". Wierzącym w bzdury pozostaje już tylko "udowadniać", że rzekomy stwarzający Wszechświat byt osobowy stworzył się sam jednocześnie z Wszechświatem.
Czy obliczenia lub eksperymenty naukowe są w stanie odpowiedzieć na pytanie: po co powstał Wszechświat? Jeżeli nie, to z pomocą przychodzi logika.
Po co powstał Wszechświat? A co jest przeciwnością powstania? Zniknięcie. Po to, żeby zniknąć. A po co zniknie? I co jest przeciwieństwem zniknięcia? Powstanie. Po to, żeby powstać. I tak bez końca.

2. Sens istnienia istot żywych
Życie biologiczne, a wraz z nim inteligentne, jest tylko skutkiem ubocznym rozwoju Wszechświata. W następnym, prawa fizyki mogą być inne, czyli takie, że nawet jeden atom nie powstanie. A jeśli już, to tylko na ułamek sekundy, bo będzie niestabilny. Ale to wcale nie przeszkadza, by zrealizował się scenariusz: Wielki Wybuch, czasoprzestrzeń, energia, materia (ale tylko cząstki elementarne), epoka czarnych dziur, ich parowanie, tylko czasoprzestrzeń i wreszcie Wielki Kres. A zatem będąc częścią Wszechświata, naszym zadaniem jest właśnie powiększanie entropii poprzez zużywanie energii i przetwarzanie materii, mimo iż sami jesteśmy chwilowym i miejscowym zwiększeniem uporządkowania, czyli zmniejszeniem entropii, które jedynie ma pomóc w ogólnym wzroście entropii. Czynią to zarówno ludzie jak i bakterie oraz rośliny. Sens istnienia istot żywych jest zbieżny z sensem całości zdarzeń we Wszechświecie. Jak wcześniej wspomniano, całość zdarzeń we Wszechświecie, gra n-wymiarowej nicości, dynamika tego samotworzącego i samounicestwiającego się „programu” wytworzyła pewne „podprogramy”, które pomagają w ogólnym wzroście entropii, mimo że są formą uporządkowania na przekór entropii. Cokolwiek byśmy nie robili, to i tak zwiększamy entropię Wszechświata. Wytworzona przez nas filiżanka jest wprawdzie zmniejszeniem entropii, ale zauważcie ile materii i energii zużyliśmy, zwiększając entropię, aby ją zbudować. No i wreszcie... niech ona spadnie ze stołu. Te podprogramy to geny. Mają one w swej strukturze zapisane: przetrwać jak najdłużej samemu lub poprzez swoje kopie albo jako części innego zespołu podprogramów i przy okazji przerabiając jak najwięcej energii i materii, zwiększyć entropię Wszechświata. Geny realizują popęd przetrwania. W przypadku jednych organizmów, w genach jest zapis o zbudowaniu niewielkiej biologicznej obudowy dla genów-programów, wtedy mamy do czynienia z bakteriami, wirusami, pierwotniakami itp. Dobrze wiemy, że kolonia jakichś bakterii, w sytuacji wyczerpywalnych zasobów energii - pożywienia w stałej, ograniczonej przestrzeni, w końcu zatruje się własnymi odchodami. Oby to się nie stało z ludzkością. W przypadku innych organizmów, w zespołach genów są podprogramy, których realizacja w trakcie wzrostu powoduje zwiększanie masy ciała, a nawet powstanie coraz większych i doskonalszych mózgów na drodze ewolucji. Mózg, a zatem świadomość też, w ostatecznym rozrachunku jest sługą zestawu genów! Zauważcie, że noworodek ludzki tym się różni od noworodka jakiegokolwiek zwierzęcia, że w momencie porodu, gdy uzyskuje przytomność, ma do dyspozycji więcej szarych komórek, które później wykorzysta do tworzenia intelektu i świadomości oraz samoświadomości (poprzez samozapętlenie niektórych połączeń). Podobnie, nowo narodzona mysz mogła by mieć stopniowo, operacyjnie powiększaną czaszkę i dokładane, klonowane gdzieś oddzielnie, neurony, skutkiem czego posiadłaby ona psychikę na równi z człowiekiem. Albo odwrotnie: u dorosłego człowieka usuwać stopniowo po jednej szarej komórce - wprawdzie nie umrze, ale po jakimś czasie osiągnie psychikę myszy, bo jego samoświadomość będzie się powoli wygaszała. A więc, ludzie z mózgami z samoświadomością, nie są dla Wszechświata niczym uprzywilejowanym lub szczególnym. Ba, mówiąc brzydko, wbrew internetowym oszołomom bredzącym o kosmicznej świadomości, Wszechświat ma nas w d...pie, albowiem z powiększaniem entropii poradziłby sobie i bez nas - patrz ilekroć wydajniejsze procesy dzieją się w np. gwiazdach. Tylko ludzka, antropocentryczna, a zwłaszcza religijna, pycha każe myśleć inaczej, że tylko my, ludzie mamy tzw. duszę.
Ludzie, abstrahując od wielkości mózgu i posiadania samoświadomości, różnią się od innych zwierząt tym, że od wieków zadają sobie pytanie, czy jest coś po śmierci w sensie dalszego bytu; w rozumieniu duszy. Jeśli tak, to co? I jest to naturalna konsekwencja ewolucji życia inteligentnego, jako skutku życia biologicznego. Duszy w rozumieniu religijnym, mistycznym po prostu nie ma. Dlaczego człowiek nie pamięta zdarzeń zaraz po powstaniu jego jako zygoty; czemu jego rzekomo istniejącą dusza nie zarejestrowała zdarzeń w trakcie narkozy podczas operacji, dlaczego materialne środki psychotropowe (alkohol, narkotyki, niektóre leki) wpływają na ponoć niematerialną duszę? A wreszcie, po co istnieje mózg, skoro człowiekiem kieruje niematerialna dusza? Skoro każda istota żywa jako wyodrębniona część wykresu tej funkcji, przyspieszająca wzrost entropii powstaje (rodzi się) i znika (umiera), więc i Wszechświat jako cała funkcja powstaje i znika. Po co się rodzimy? Po to, żeby umrzeć, po drodze dążąc do zaspokojenia popędów. A po co umrzemy? Po to, żeby się narodzić w następnym Eonie.


3. Dwie dotychczasowe błędne opcje, trzecia możliwość
- Mamo, tato! A skąd ja się wziąłem/-ełam? - to pytanie zadał chyba każdy z nas, kiedy tylko nauczył się mówić.
Co dociekliwsze dzieciaki mogłyby jeszcze zadać pytanie tego typu:
- Mamo, tato! A dlaczego ja jestem sobą, a nie Jasiem lub Małgosią, albo Burkiem lub Mruczkiem?

Jednym z powodów - poza chęcią zdobycia władzy, nietykalności i majątku - powstania religii, zwłaszcza judaizmu, chrześcijaństwa i islamu, jest właśnie pytanie: co po śmierci? Te religie dają odpowiedź naiwną, egoistyczną, bo antropocentryczną oraz błędną. Polukrowana bzdura otoczona wzniosłą emocjonalnością i tonami makulatury w postaci "świętych" ksiąg. Religie tzw. biblijne to górnolotny bełkot niczego nie wyjaśniający i mający się nijak do rzeczywistości, zwłaszcza obecnej. Twardogłowi w sutannach udają, że nadal mają monopol na prawdę np. w temacie nieba lub piekła po śmierci, mimo, że nauka, niczym pracowita mrówka, raz za razem obala mity. "Rozumem tego nie uświadczysz!" - krzyczą fanatycy religijni, gdy czują, że grunt im się pali pod nogami. Jeśli nie rozumem, to czym? Palcem u nogi? Żeby użyć stwierdzenia "Rozumem tego nie uświadczysz!" trzeba się posłużyć.... właśnie rozumem; spaczonym, bo spaczonym, ale jednak rozumem. Jest logiczny i sensowny dowód, że to nieprawda - wieczna szczęśliwość/nieszczęśliwość po śmierci jest dalece niewspółmierną nagrodą/karą za bezgrzeszność/grzeszność życia doczesnego, jakże krótkiego, sterowanego mózgiem, który jest jedynie trybikiem w machinie rzeczywistości, a postępki człowieka nie do końca wynikają z całkowicie wolnej woli, o której neuropsychologia mogłaby co nieco powiedzieć.
Wyobraźmy sobie małe zwierzątko z tylko jednym neuronem - niech to będzie przysłowiowa ameba. W tymże neuronie jest - w oparciu o geny - zapisany program działania: działać na swoją korzyść poprzez zjadanie jedzonka (swoją drogą, jest to program działania wszystkich partii politycznych od lewa do prawa - od stuleci). Ameba ma dwie czułki - receptory. Jeśli prawy receptor wyczuje jedzonko, to ameba dzięki efektorom zacznie się poruszać w prawo, aby skonsumować forsę...., hm, jedzonko. Jeśli lewy, to w lewo. I gdzie tu miejsce na wolną wolę? Nic, tylko popęd; tylko program.
Człowiek ma około osiemdziesiąt miliardów neuronów połączonych ze sobą i współpracujących w tym samym celu: działać na swoją korzyść. I jest to działanie zgodne z naturą i nie jest złem same w sobie. Różnica między umysłem człowieka i ameby ma zatem charakter ilościowy, a nie jakościowy. Człowiek też nie ma wolnej woli - to tylko ułuda. Oprócz tego, z kosmosu może przylecieć wysokoenergetyczna cząstka i trafić w jądro atomu w jakimś neuronie w naszym mózgu, co spowoduje reakcję całego umysłu inną niż bez takiego zdarzenia. A więc mamy do czynienia z determinizmem. Skąd więc się bierze zło, nierówności, nieszczęścia na tej planecie? Odpowiedź jest bardzo prosta: niektórzy ludzie (np. Hitler, Stalin, a teraz Putin), niektóre grupy społeczne bądź zawodowe (np. polscy sędziowie na czele z uskrzydloną niesprawiedliwymi wyrokami "Prostytutką") i niektóre kraje przesadzają w działaniu na swoją korzyść, a mówiąc językiem ameby: żrą więcej niż to jest konieczne do przetrwania. Więcej: żrą nadmiarowo, odbierają żarcie innym i jeszcze robią zapasy.
Religijne „prawdy” wiary to taka bzdura, że szkoda się o tym rozpisywać. Wprawdzie te religie przetrwały do dziś, ale tylko dlatego, że dawały odpowiedź na pytanie co po śmierci. Wszakże błędną i dającą fałszywą nadzieję, ale zawsze to lepsze, niż odpowiedź błędna i zarazem niedająca żadnej nadziei lub brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Oprócz tego, religie biblijne przetrwały do dziś na skutek terroru oraz indoktrynacji religijnej, propagandy, a dokładniej TRESURY z wykorzystaniem kija i marchewki. Jak psa do aportowania, tak człowieka można WYTRESOWAĆ do klęczenia przed figurkami symbolizującymi chorych psychicznie osobników z Bliskiego Wschodu i do podzielania cudzych urojeń. Trzeba tylko tresowanie zacząć jak najwcześniej.

Na smutno 

Wielki dinozaur do mniejszego:
- Ja Ciebie, mały dinozaurze, zabijam i zaraz zjem, bo po prostu nie mam innego wyboru. Ale musisz wiedzieć, że robię to z pewnym bólem serca, bo zdaję sobie sprawę, że w następnym Wszechświecie role mogą być odwrócone...

Kibic do kibica:
- A ja ciebie zabijam maczetą za to, że kibicowałeś innej drużynie piłkarskiej. Potem się wyspowiadam, a gdy kiedyś umrę, to pójdę do nieba na wieczność. A ty idź teraz do piekła na wieczność!

Kto jest gorszy: zwierzęta czy ludzie?


Propagatorzy drugiego błędnego rozwiązania to tzw. materialiści i ateiści, nazwijmy, ze "starej szkoły". Oni twierdzą, że istnieje tylko materia - duszy nie ma. I w sumie mają rację, bo rozdział materii i ducha jest błędem. Mylą się tylko twierdząc, że każda istota ma tylko jedno życie lub inaczej zwane wcieleniem. Ci z kolei nie dają oszukańczej nadziei na „niebo”, przez co nie zjednali sobie zbyt wielu zwolenników - widocznie lepsza osłodzona bzdura niż brak satysfakcjonującego wyjaśnienia. Ateiści starej daty myślą, że życie jest tylko jedno, bo tylko jedno widzą. (Bardzo mnie smuci, że ateiści, bezwyznaniowcy nie tworzą żadnych struktur, partii politycznych, nie walczą, nie wpływają na młodzież, nie próbują jej ochronić przed złośliwym oprogramowywaniem, stosują filozofię niewychylania się i siedzenia cicho, co najwyżej zasiadają w strukturach kanapowych. A w następnym wcieleniu chcieliby być szczęśliwsi? Siedzicie z założonymi rękami i tylko patrzycie, jak waszym dzieciom piorą mózgi! A w następnym wcieleniu chcecie być ateistą, czy kato-talibem? No to trzeba sobie zapracować na to!). Częściowo mają rację, bo w jednym Eonie może być maksymalnie tylko jedno wcielenie. I to nawet nie w każdym Eonie. Z powodu odmiennych praw fizyki, niektóre Eony mogą być całkiem pozbawione materii w postaci stabilnych atomów, życia biologicznego i tym bardziej rozumnego. Liczba „1” zawiera się nie w zbiorze zerowym, lecz w zbiorze nieskończoność, z czego wynika, że żyć - lub jak kto woli wcieleń - jest nieskończenie wiele. Jednokrotne istnienie Wszechświata jest bez sensu: albo On nie istnieje ani razu, albo nieskończoną ilość razy. Dodatkowy dowód: wraz z końcem Wszechświata przestaje istnieć wszystko, czyli też czas, a więc wszystko będzie się działo od początku. Następuje reset. A skoro on jest tylko grą wymiarów, więc wybucha następny. Jak wcześniej wspomniano Wszechświat jest funkcją matematyczną, samotworzącą się i samounicestwiającą. Funkcją, której wykres jest jednocześnie układem odniesienia. W tym programie nie ma miejsca na dowolność i przypadkowość; jest to funkcja doskonała w mikro- skali (na poziome kwarków i kwantów) i makro-skali (galaktyki i ich gromady). A więc, co ulega zmianie, ewolucji i o jaką wartość? Pozostawiwszy pojedyncze cząstki i atomy w spokoju, zobaczymy, iż podprogramy przyspieszające entropię, czyli skutkujące bakteriami oraz nami - z Wszechświata we Wszechświat - ewoluują o możliwie najmniejszą „cegiełkę” programu. Czyli każda żywa istota wyrośnie, z powodzeniem lub bez, z genomu różniącemu się o tę „cegiełkę”, kwant programu w porównaniu z nią samą z poprzedniego Wszechświata. Tendencja jest w kierunku coraz bardziej skomplikowanego genomu, dającego coraz doskonalsze lub przynajmniej coraz inteligentniejsze wytwory swojej realizacji - w analogii do bardziej prawdopodobnej opcji ustawicznego rozszerzania się Wszechświata. Od bakterii do superinteligentnego kosmity, który w następnym wcieleniu będzie od nowa... bakterią, bo, żartując, po prostu znudzi mu się być superinteligentnym, wszystko wiedzącym, maksymalnie zdrowym i szczęśliwym i będzie chciał wszystko przeżyć od nowa. Wcielenia niezrealizowane też przechodzą ewolucję. Kto wie, może drobna mutacja genu pierwszej jaka się pojawiła we Wszechświecie bakterii zaowocowałaby takim właśnie „bogiem”, który jednak ze względu na warunki otoczenia nie mógł urosnąć. Ale nie martwmy się - od śmierci w jednym Wszechświecie do narodzin w którymś kolejnym Wszechświecie te średnio 40 miliardów, lub nawet wg innych szacunków 400 bilionów lat, upłynie jako niewielka chwila, ponieważ zmarły lub nieprzytomny po prostu nie odczuwa upływu czasu (człowiek wybudzony z narkozy ma odczucie, że minęła tylko chwila, mimo że operacja trwała kilka godzin). Jest jeszcze jeden logiczny dowód na to, że istnieją kolejne po sobie Wszechświaty i następują kolejne wcielenia danego podprogramu. Wyobraźmy sobie cywilizację prawie idealną: sprawiedliwą społecznie, bez wojen i przestępstw, z najdoskonalszą służbą zdrowia itp., w której ludzie dożywają setki lat lub więcej i są prawie cały czas szczęśliwi. Jednakże nawet w niej na skutek nieszczęśliwych zbiegów okoliczności może dochodzić do wypadków np. komunikacyjnych lub o charakterze klęsk żywiołowych, na skutek czego mogą ginąć dorośli lub nawet dzieci. Więc gdzie sprawiedliwość, jeżeli nie występują kolejne Wszechświaty i wcielenia? Za nami minęła już nieskończona ilość Wszechświatów i wcieleń oraz przed nami też nieskończona ilość Wszechświatów i wcieleń. Ewolucja jest nieskończona; dotyczy struktury całego Wszechświata i jego podprogramów. Ewolucja to proces nie tylko w danym Wszechświecie, ale też z Eonu w Eon. Stwierdzenie, że jesteśmy ludźmi jest niepełną prawdą. Należałoby sprecyzować: ludźmi jesteśmy w tym Wszechświecie, bo w nim continuum naszego podprogramu właśnie przechodzi takie stadium określone w zestawie genów. A więc jesteśmy podprogramami, dążnością zapisaną w podprogramie, który we wszystkich możliwych Wszechświatach przechodzi wszystkie możliwe stadia. Wynikający z genów stopień skomplikowania ciała i mózgu na osi wcieleń może też przypominać sinusoidę. (A może jest całkiem inaczej, kto wie?) Po osiągnięciu superinteligentnego Kosmity, zacznie się tendencja spadkowa do bakterii i potem wzrostowa. My i Wszechświat jesteśmy związani ze sobą jednokierunkową zależnością. Istniejemy w nim i bez niego istnieć nie możemy, ale Wszechświat może istnieć bez nas. Może się mylę i pozwolę sobie nieco pofantazjować: może pod koniec Wszechświata, a raczej pod koniec jego malutkiego okresu czasu nadającego się do życia biologicznego jakaś cywilizacja w swoim akceleratorze doprowadzi do zderzenia cząstek z taką energią, że część tej energii i/lub masy ucieknie do innych wymiarów i będzie to owa skaza na nicości dająca powód do istnienia WSZECHŚWIATA Eonów... Raczej nie, bo zderzenie dwóch czarnych dziur generuje więcej energii.
Oczywistym jest, że pamiętanie poprzedniego wcielenia oraz świadomość następnego byłoby całkowicie bez sensu dla życia bieżącego. (Na szczęście, przejście obecny - następny Wszechświat całkowicie wykasuje wszelką informację, podobnie jak to się dzieje w czarnych dziurach). Dwa proste i skrajne przykłady dla potwierdzenia tego. Co to by było za życie, wiedząc, że w poprzednim było się Hitlerem? Albo życie z chęcią jak najszybszej śmierci, wiedząc, że w następnym będzie się chińskim Cesarzem? Mogłoby się wydawać, że jedna istota przechodzi ileś tam wcieleń w trakcie trwania jednego Wszechświata. Jednak jest pewna wątpliwość. Każdy Eon kiedyś się kończy, a liczba wcieleń w jednym Eonie jest ograniczona ze względu na ograniczony czas trwania jednego Eonu. I co dalej, po ostatnim wcieleniu w danym Wszechświecie? Jeden Wszechświat oznacza możliwe jedno wcielenie - najbardziej prawdopodobne i sensowne. Choćby miałoby się być amebą przez minutę. Oprócz tego, każdy podprogram rodzi się z początkiem Wszechświata i z jego końcem umiera. Ucieleśnienie jest jedynie jego wykrystalizowaniem.
Z powyższego wynika, iż absolutnie każda istota jaka żyła, żyje lub będzie żyła w tym Wszechświecie przejdzie absolutnie wszystkie wcielenia w jednym cyklu Wszechświatów, czyli wszystkie dostępne wcielenia istot jakie w sumie były, są lub będą w tym Wszechświecie, czyli we wszystkich. Z kolei tych cykli też jest nieskończoność. Jest to odpowiedź najbardziej sensowna, racjonalna i sprawiedliwa. Nie sądzicie? A bzdury religijne, pycha, konsumpcjonizm (religijne „czyńcie sobie Ziemię poddaną!”) i przeróżne odmiany fikcji od greckiego teatru po amerykańskie thrillery są tymi przysłowiowymi klapkami na oczach. Ludzie zachowują się tak, jakby za wszelką cenę chcieli nie dostrzec prawdy. Nie dziwi więc szaleńcze zainteresowanie piłką nożną lub wyścigami F1. Otrzeźwiejcie, to koniec bajki! A wy, ateiści starej daty? Siedząc na kanapie tylko patrzycie, jak katecheci i patriotyczni treserzy indoktrynują dzieci, w tym i Wasze. A Wy, reszta, szybciutko włączajcie TV! Może jeszcze uda się zagłuszyć niewygodne „szatańskie” wątpliwości. Starych ludzi ciężko będzie przeprogramować. Jedyny sposób to wpływać na dzieci i młodzież za pomocą niniejszej prawdy jako antidotum na zatruwanie umysłu patriotyzmem i religią.

Aby każda istota żywa mogła skutecznie pomagać we wzroście entropii, czyli po prostu żyć, musi realizować zapisane w swych genach dążności, czyli popędy: samozachowawczy, pokarmowy, płciowy, poczucia bezpieczeństwa, popęd do bycia zdrowym i inne w zależności od stopnia skomplikowania podprogramu. I tu wyłania się kwestia poczucia szczęśliwości i nieszczęśliwości jako miar zaspokojenia tych dążeń. Obserwując rzeczywistość widać, że jedne istoty są zdrowe, szczęśliwe, zaspokajające swe dążności a inne nie - z przyczyn od ludzi niezależnych (np. choroby, kataklizmy) oraz zależnych (np. wojny, wyzysk kapitalistyczny lub terror komunistyczny). Więc, jeżeli - jak w matematyce - szczęściu nadać znak plus, a nieszczęściu znak minus, to oczywistym staje się, że suma tych wartości u wszystkich stworzeń biologicznych bieżącego Wszechświata a także u jednego pod-programu z wszystkich cyklów wynosi... najdoskonalsza liczba Wszechświata, czyli zero. Wszechświat jest jednocześnie swoim własnym stwórcą, który tak go skonstruował, że istnieje różniące się o kwant programu continuum pomiędzy wszystkimi wcieleniami, czyli wszystkimi pod-programami. W jednym wcieleniu dostąpiwszy mózgu i samoświadomości - „duszy” dożywasz 100-u lat, a w innym jako świeża zygota obumierasz z przyczyny niekoniecznie aborcyjnej. Śmiem twierdzić, że Natura stworzyła człowieka nie po to, aby wykorzystywał, niepotrzebnie uśmiercał i unieszczęśliwiał swoich braci mniejszych, czyli zwierzęta potrafiące odczuwać ból, podstawowe emocje itp, lecz by im służyć i jednocześnie służyć też sobie, co jak najbardziej jest do pogodzenia!
A więc z powyższego wynika, że najwyższym dobrem w obiektywnym, a także w subiektywnym, ludzkim odczuciu jest po prostu szczęście wyżej zorganizowanych istot będące zaspokajaniem autentycznych, podstawowych popędów. Więc szczęściem bakterii i pierwotniaków zajmować się nie będziemy - bez przesady.

Należałoby uściślić pojęcie wcielenia - inkarnacji.
Mogłoby się wydawać, że wcielenie rozpoczyna się od momentu zainicjowania rozwoju organizmu w momencie połączenia komórek rozrodczych - męskiej i żeńskiej lub rozmnożenia poprzez podział komórkowy. Co więc w przypadku bliźniaków jednojajowych? Czy te dwie osoby to jedno wcielenie? Raczej nie. A co w przypadku, kiedy w pewnym momencie życia pojedynczego płodu pojawiają się dwa mózgi inicjowane przez dwa niepołączone neurony i następnie rodzi się zwierzę (a czasami nawet człowiek) z dwiema głowami? Czy to też jedno wcielenie? Też nie. To nie człowiek z dwiema głowami, lecz dwóch ludzi z osobnymi mózgami a połączonymi jakąś częścią ciała. Zatem jako najbardziej prawdopodobna pozostaje opcja o wcieleniu rozpoczynającym się od powstania osobnego mózgu. Ale też wiemy, że cały mózg nie powstaje w jednej chwili. Jego początek to pojawienie się pierwszego neuronu w którymś momencie, w którymś miejscu płodu lub zygoty. Ten neuron zaczyna działać w oparciu o "program" determinowany genami. I właśnie tu widzimy coś, co religie zwą "tchnięciem duszy". I w tym momencie najprawdopodobniej następuje wcielenie. Potem, w oparciu o zapis w genomie, powstają kolejne szare komórki, które służą tej pierwszej i mózg się powiększa. Potem jeszcze następne lub też proces powiększania mózgu się zatrzymuje, bowiem w zapisie genomu np. mrówki jest zapisane, że jej mózg ma mieć tylko kilkaset tysięcy komórek nerwowych. W genomie ludzkim - że kilkadziesiąt miliardów. I to jest jedyna istotna różnica pomiędzy małymi zwierzętami a zwierzęciem homo sapiens. Pozostają same podobieństwa: zarówno homo sapiens jak i pies, czy kot: rodzi się, chce żyć, być zdrowym i szczęśliwym poprzez zaspokajanie podstawowych popędów przetwarzając materię i energię oraz umiera. Oraz: nie pozostanie po nich NIC, bowiem za około 4 miliardy lat wypali się Słońce, skończą się warunki biologicznego życia a i tak później ten Wszechświat zniknie w Wielkim Kresie. NIC... właśnie, czy aby na pewno? Pozostanie takie samo (lub bardzo podobne) wcielenie do przejścia dla każdego continuum ("duszy") w każdym Eonie. Byłoby całkowicie bez sensu, aby continuum przechodziło ciągle te same wcielenia we wszystkich Wszechświatach. Nie sądzicie?
Znany myśliciel z kręgu "staroszkolnych" ateistów mawia tak: "Wprawdzie jest tylko jedno życie; wprawdzie kiedyś umrzemy, ale będziemy nadal istnieć jako obiekt wspomnień. Lub będziemy nadal żyć w formie naszych odkryć naukowych lub dzieł sztuki, które po nas pozostaną". Taaa... pięknie. A co ma powiedzieć Murzyniątko z Afryki? Murzyniątko, które zmarło z głodu w wieku, powiedzmy, jednego roku i nawet gacie po nim nie pozostały, bo takowych w ogóle nie miał.
Jednak, coś pozostało.


Na wesoło-smutno
Będąc nieco na rauszu po imprezie, właściciel hodowli wchodzi do chlewu i mówi do zwierząt stłoczonych jak sardynki w puszce:
- Świnki moje kochane! NO PRZECIEŻ jest tylko jedno życie, trzeba z niego korzystać!

Jakaż to humanistyczna mądrość... I jakie to życiowe! Niczym "M jak miłość" albo "Barwy szczęścia".
:-(

3a. The neverending story
Wyobraź sobie, Czytelniku, kostkę do gry. Ma ona sześć ścianek z oczkami od 1 do 6. Jakie jest prawdopodobieństwo, że wypadnie "6", gdy rzucimy? Oczywista odpowiedź to 1:6. Jest to uśrednione prawdopodobieństwo, albowiem "6" może wypaść po 7., 5., 10. lub 3. rzucie. Jakby nie patrzeć, średnio co 6. rzut wypada "6". Czy jest w tym coś niesamowitego, cudownego lub wręcz boskiego? Nic takiego! Podobnie jest z Eonami. Z naukowych obliczeń wynika, że prawdopodobieństwo powstania Eonu ze stałymi natury gwarantującymi powstanie "klasycznej" materii i w wyniku tego powstanie życia wynosi 1 do 10 do potęgi 229. Ba, niech to będzie nawet 1 : 10^1000. To niewiele zmienia. Tamto, 1:6, jest prawdopodobieństwem oraz to 1:10^229 jest również równoprawnym prawdopodobieństwem, w którym też nie ma czegokolwiek cudownego lub boskiego, jak chcieliby niektórzy.... fizycy. Chyba tacy fizycy, w których głowach dominuje "oprogramowanie" religijne zainstalowane na długo przed doktoratem z kosmologii lub mechaniki kwantowej. A materia, życie i my jesteśmy tylko skutkiem ubocznym. A więc obie zasady antropiczne można wyrzucić do kosza. Ciekawe, co na to "Prostytutka" latająca na skrzydłach pychy i będąca na smyczy układu chlewów połączonych?
Zostawmy w spokoju "Prostytutkę". Dla odmiany weźmy jej koleżankę i kolegę z pracy, pseudonimy zawodowe nieznane (lub jeszcze nie wymyślone). Oni prędzej, czy później umrą i - wierzcie mi - nie wezmą swych sędziowskich stołków i majątków do następnej inkarnacji. Następnie będą "czekali" na koniec obecnego Eonu. Miliardy lub biliardy lat. Potem będą "czekali" przez 10^229 Eonów, w których cząstki elementarne, o ile powstaną, nie będą istnieć w stanie związanym. Wreszcie, pojawi się nasz, klasyczny Eon. No i jeszcze będą "czekać" do momentu, gdy w ożywionym ciele pojawi się pierwszy pojedynczy neuron. Piszę słowo czekać w cudzysłowie, ponieważ:
- istota nieistniejąca nie odczuwa upływu czasu;
- istota istniejąca, ale martwa nie odczuwa upływu czasu;
- istota istniejąca i żywa, ale nieprzytomna nie odczuwa upływu czasu.
Ot, śmierć, mała chwileczka i nowe wcielenie! Od momentu pojawienia się pierwszej szarej komórki do chwili, gdy jest ich już sporo i mogą przytomnie rejestrować upływ czasu też musi trochę upłynąć.
Wiemy już, że Wszechświat powstał po to, aby zniknąć i zniknie po to, aby powstać. I tak w nieskończoność. Gra przeciwieństw. Życie biologiczne, w tym wszelkie byty rozumne, jak my, to tylko efekt uboczny - w tym sensie, że Wszechświat nie powstał specjalnie dla nas. Następne biliardy, czy ileś tam Wszechświatów może być takie, że z powodu odmiennych stałych fizycznych nie powstaną stabilne atomy i w konsekwencji cząsteczki, a tylko osobne cząstki elementarne, które i tak zakończą żywot w erze czarnych dziur, ich parowania i potem w Wielkim Kresie. Ale koniec końców, znowuż powstanie Wszechświat ze stałymi natury, które pozwolą na uformowanie materii i życia. Skoncentrujmy się teraz na takich Wszechświatach. Wcielenie continuum, zwane przez wierzących "tchnieniem duszy", nie rozpoczyna się w momencie połączenia gamet męskiej i żeńskiej. W tym momencie rozpoczyna się jedynie nowe odrębne życie biologiczne. Natomiast wcielenie rozpoczyna się w momencie powstania pierwszego pojedynczego neuronu, który będzie zaczątkiem mózgu - nieważne czy końcowo posiadającego kilkaset neuronów czy kilkaset miliardów neuronów. Geny zawarte w genomie predestynują to, jaką formę będzie miało continuum określone w programie elektrycznego początku ("zaiskrzenia") zadziałania tego neuronu w danym Eonie. Różnica pomiędzy continuami z sąsiednich w kolejności Eonów wynosić musi kwant (cegiełkę) programu zwiększania entropii na podobieństwo do kwantu czasu, energii, odległości itp.


- Masz do wyboru: albo nie istnieć (nie żyć) ani razu albo istnieć nieskończoną ilość razy. Co wybierasz?
- Oczywiście, że to drugie!
- Gratuluję, świetny wybór... tylko zapomniałem dodać, że pula istnień obejmuje wszystkie biologiczne byty neuronalne jakie istniały, istnieją i będą istnieć we Wszechświecie. Od nicienia do superinteligentnego Kosmity.

Bo niby dlaczego człowiek (a raczej continuum przechodzące ludzkie wcielenie w danym Eonie) miałby zawsze być człowiekiem? A świnia zarzynana w ubojni zawsze mieć taki sam smutny los? Kwestia szeroko rozumianej sprawiedliwości też powinna być brana pod uwagę podczas wszelkiego filozofowania. Jednak obecna filozofia, humanistyka oraz całokształt zwany kulturą i sztuką to efekt wewnątrzumysłowej szamotaniny. Artyści się wściekają, ale nie wiedzą do końca na co. Wściekają się na prawdę, która jednak jest podświadomie wyczuwana.
Continua niezrealizowane. Wyobraźmy sobie skrzyżowanie psa z dinozaurem lub kota z pająkiem albo tym podobne. Takie stworzenie "od biedy" mogłoby się urodzić, mieć mózg i jakiś czas pożyć. Ale czy tworzenie takich istot jest potrzebne? Czy fakt wyginięcia dinozaurów i innych gatunków jest tragedią? Nie. Czy fakt nieistnienia wszelkich możliwych gatunków i zwierząt jest tragedią? Też nie. Jest całe mnóstwo Eonów, w których nie dochodzi do zrealizowania, zmaterializowania continuum, ale w nich dochodzi do ewolucji programu continuum. Byt nieistniejący (a nawet istniejący żywy, lecz np. nieprzytomny) nie odczuwa upływu czasu. A więc nie ma mowy o "czekaniu" na następne wcielenie przez biliony lat. Po prostu: śmierć i... od razu następne wcielenie - z perspektywy danego continuum. Ale początku wcielenia nikt nie może zapamiętać, bo pojedynczy neuron to stanowczo za mało, by tworzyć neuronalne zapisy pamięciowe. Załóżmy, że w pewnym Eonie byłeś dinozaurem. W następnym, po ewolucji programu Twojego continuum, powinieneś być stworzeniem nieco innym. Ale, z powodu braku warunków i okoliczności, takie nie pojawiło się. Ale mimo to Twoje continuum przeszło elementarną ewolucję przy przejściu poprzedni-następny Eon. I podobnie później. I jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu, w którymś Eonie pojawiasz się jako człowiek, bo powstała znana nam materia, życie biologiczne i warunki. I tak w nieskończoność. Ma ktoś lepszy pomysł? Może, trwa mać, do nieba? Nie, nie, starczy tej bajki!

4. O naturze ludzkiej
O naturze człowieka napisano chyba już tysiące książek, wierszy, prac doktorskich, artykułów itp. Mniej lub bardziej wzniosłych, mniej lub bardziej głupich, tudzież „mądrych”. Jedni twierdzą, że natura ludzka jest dobra i trzeba to dobro jakoś wydobywać, a inni, że natura ta jest zła i trzeba to zło tępić. I to są, proszę Państwa, bzdury! Bowiem natura ludzka nie jest ani dobra, ani zła. Jedyne, co można w tym temacie powiedzieć to, że natura człowieka jest taka sama jak każdego żywego stworzenia we Wszechświecie i polega ona na tym, że każdy posiadacz zdrowego mózgu, móżdżku lub nawet osobnik z pojedynczym neuronem powinien działać na własną korzyść, zaspokajając swoje potrzeby przetwarzając energię i materię. I nie ma w tym niczego złego. Czyli powinien zwiększać entropię Wszechświata dla własnego szczęścia. Skąd więc tyle nierówności i niesprawiedliwości na tej planecie; skąd tyle cierpienia? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ponieważ niektóre osobniki przesadzają w działaniu na swoją korzyść. I dotyczy to nie tylko poszczególnych osobników w ich grupie, ale też grup zawodowych i społecznych w zespole tych grup, czyli państwie; wreszcie poszczególnych państw w grupie państw, czyli Ziemi. Hitlerowskie Niemcy znacznie przesadziły w dogadzaniu sobie względem innych państw. "Sami swoi" sędziowie (w tym uskrzydlona sędzia-taboret o grubych nogach i pseudonimie "Prostytutka") znacznie przesadzają w dążeniu do władzy, pieniędzy i nietykalności względem innych środowisk. Wreszcie, dyrektor lub prezes ponad miarę dąży do własnego szczęścia względem szeregowego pracownika tej samej firmy, skoro zarabia 100 albo 1000 razy więcej. Oprócz powyższych przykładów, istnieje jeszcze cała masa przestępców, oszustów i cwaniaczków, którzy za pomocą ewidentnego ogłupiania starają się działać na swą korzyść ponad miarę i jeszcze dodatkowo szkodząc reszcie ludzi i zapędzając ich w chorobę, co jest oczywistym pasożytnictwem.
Oczywiście, że mam na myśli głównie beneficjentów judaizmu, chrześcijaństwa i islamu jako tej przeklętej trójcy zalęgłej gdzieś na Bliskim Wschodzie. To właśnie z tych terenów pochodzą twórcy judaizmu, chrześcijaństwa i islamu - oturbanieni łże-prorocy, którzy obwąchawszy swoje niedomyte genitalia (tam brakowało wody do picia, a co dopiero do mycia), wymyślili i „objawili” swoje „genialne” dogmaty o grzechu pierworodnym, Adamie i Ewie, „nieczystej” miłości, „niepokalanym” lub bezplemnikowym poczęciach i inne bzdury urągające rozsądkowi i nauce, jak np. ordynarna mistyfikacja zmartwychwstania. Oraz mam na myśli beneficjentów religijnego zniewolenia; „duchownych” - programatorów, indoktrynatorów religijnych, katechetów - największych zbrodniarzy, którzy zwłaszcza finansowo na tym żerują. Są to kwalifikujące się do całkowitego wyplenienia z Ziemi zarazy umysłowe, z których islam dodatkowo należało by nazwać wścieklizną. Kłamstwo o grzechu pierworodnym, zbawieniu, mistyfikacja zmartwychwstania, „cudownego” uzdrowienia przez np. JPII oraz kłamstwa judaistyczne i islamskie generują kolejne kłamstwa, a kłamstwa z kolei generują zwyrodnienia. Z wnikliwych badań psychologicznych wynika, że modlenie się do wizerunku lub klęczenie pod rzeźbą półnagiego, zakrwawionego trupa Chrystusa przymocowanego do krucyfiksu powoduje zaburzenia w rozwoju psychicznym u dzieci i potem w rozwoju psychoseksualnym. Podobnie zmuszanie dzieci do całowania po nogach rzeźby trupa tego pseudo-proroka lub jedzenie jego ciała w ramach tzw. komunii, co wypełnia znamiona kanibalizmu w zamiarze ewentualnym. Nic więc dziwnego, że u wyznawców oraz u duchownych chrześcijańskich, zwłaszcza katolickich, dochodzi do zboczeń pedofilii, co od niedawna wychodzi na światło dzienne za sprawą mass mediów. Ale nie tylko. Jest też jeszcze gorsze zjawisko, jeszcze gorsza choroba umysłowa, stanowiąca główną przyczynę nieszczęść na Ziemi. Ta choroba i antropocentryczne, pyszałkowate religie są dodatkowo dla siebie wzajemnym katalizatorem.

4.a Największy błąd cywilizacji ludzkiej.
Tym błędem jest - wynikające z antropocentrycznej, infantylnej filozofii - przekonanie, że posiadanie głowy, dwóch rąk i dwóch nóg automatycznie nadaje status człowieka. Homo sapiens ma status człowieka w momencie narodzin. I niech jeszcze w wieku, powiedzmy, 18-u lat - tu się zgodzę. Ale po przekroczeniu pewnej granicy, jego status jako człowieka powinien podlegać weryfikacji: samopodtrzymaniu lub samopozbawieniu poprzez jego czyny. Osobiście uważam, że myśliwi i pedofile-mordercy nie powinni mieć statusu człowieka. Myśliwy to jest takie "coś", co kiedyś było człowiekiem, ale samo sobie odebrało człowieczeństwo poprzez swoje czyny polegające na mordowaniu zwierząt (czyli naszych niektórych przyszłych wcieleń) dla zabawy. To coś potwornego, że takie okrucieństwo ma miejsce w niby cywilizowanych społeczeństwach. Filozofię trzeba zmienić.

4.b Ucieczka w niemyślenie czyli holokaust intelektualny
W naszej ziemskiej cywilizacji mamy do czynienia z szeregiem zjawisk o charakterze patologii. Są to patologie z obiektywnego punktu widzenia, lecz z perspektywy przeciętnego zjadacza chleba - czymś normalnym. To tylko pozory normalności. Ludzie starają się uciec w niemyślenie, aby nie dojść do twardej prawdy, którą tu poznajecie. Wszelki holokaust intelektualny jest mile widziany, bowiem czyni religijną "dobrą" bajkę i staroszkolno-ateistyczną "złą" bajkę pozbawionymi alternatywy.
Sport zawodowy. Sport powinien być uprawiany przez wszystkich dla zdrowia bądź przyjemności. Nie powinien być uprawiany dla pieniędzy i sławy przez wąską garstkę ludzi oraz być jedynym źródłem dochodu. Na tym polega ta patologia. Pochodzi ona z czasów Imperium Rzymskiego, powodowana pychą i głupotą. Ci celebryci - sportowcy to tylko "cyrkowe małpy" wytresowane do kopania piłki, skakania na nartach, prowadzenia bolidu F1 i innych cyrkowych czynności. Oni są finansowo bogaci - tak, ale dzięki Waszej głupocie, a nie własnej mądrości. Podobnie jak celebryci - aktorzy, którzy dostarczają nieco odmiennej sieczki ogłupienia; sieczki odwracającej uwagę od zagadnień egzystencjalnych. Boicie się tej prawdy. Do tego szamba umysłowego dochodzi jeszcze fenomen disco-polo, fikcji filmowej, teatralnej, literackiej oraz folkloru obesranej tożsamości narodowej. Nie mam nic przeciwko fikcji jako takiej, ale tylko jeśli pobudza ona wyobraźnię. Wszak - między innymi - dzięki Lemowi i innym pisarzom science-fiction, nawróciłem się na bezwyznaniowość. Na uwagę nie zasługuje fikcja, w której zachodzi pi...rzenie o pi....rzeniu skutkujące kacem intelektualnym. Na chwilę obecną, ziemska cywilizacja jest chora: wszelka głupota i bzdury sprzedają się lepiej, niż mądrość i prawda u olbrzymiej większości społeczeństwa. Odnoszę wrażenie, że ludzie starają się podświadomie uciec od prawdy - ten holokaust intelektualny jest potrzebny i zwykłym szarakom, i ludziom władzy. "Nie trzeba wielkiego wysiłku umysłowego, aby odkryć prawdę, a wręcz trzeba się mocno wysilać, aby jej nie dostrzec, ponieważ w zakamarkach podświadomości każdego choć trochę inteligentnego człowieka tli się pewne przeczucie. Wszelkiej maści oszołomstwa tłumią to przeczucie. A przede wszystkim należy się wyzbyć pychy, zwłaszcza religijnej, która dyktuje u homo sapiens przekonanie o byciu najważniejszym na świecie." - jak jest we wstępie.
Zatem postuluję ustanowienie prymatu nauk ścisłych i myślenia logicznego nad uwznioślonym bełkotem humanistyki, kultury i sztuki, które to powinny służyć tym pierwszym.
Folklor, kultura i sztuka są jak pawie pióra. No wiecie, takie wielkie, kolorowe i rozłożyste. Tak.... tylko co się za nimi kryje? Ptasi móżdżek! Pewien katolicki artysta ludowy (no wiecie, taki niski, kudłaty, o czerwonej gębie, którego synalkowie ćpają, panoszą się itd.) twierdzi, że nauka jest nic nie warta; że liczy się tylko, cyt. "śtuka", ta jego malarska. W takim razie, ty glizdo jedna, dlaczego używasz samochodu, komputera, smartfonu i innych wytworów nauk ścisłych? Dlaczego stosujesz lekarstwa, gdy cię kac męczy? Trzeba być konsekwentnym w swoich przekonaniach - jakie by one nie były. Zakłamanie i hipokryzja.



Na wesoło.
Ociekający sadłem i obwieszony złotem tzw. "ksiądz" Wedofil Pojtyła na statku kosmicznym Jesus-Trek zmierza ku centrum naszej Drogi Mlecznej, aby chrystianizować cywilizację Greys'ów. Ale nie do samego centrum, bo tam wielka czarna dziura. Na miejscu jednym duszkiem wychyla 0,7 litra wódki "Ojczystej" dla animuszu oraz strzela z petard, bo to takie bardzo polskie i katolickie. Po powitaniu na migi i dostrojeniu swoich super-mózgów do ptasiego móżdżku przybysza, Szaraki telepatycznie wypytują:
- A co to za nieszczęsny trup przymocowany do dwóch patyków? - pytają przyglądając się gościowi.
- To Jezus, wasz zbawiciel.
- Aha..., a co to za jedna z dwiema szramami na twarzy, jakaś wariatka, czy co?
- Aaa! Toż to Matka Boska, która was otacza miłosierdziem!
- No, już prawie wszystko jasne. - pytający zmrużył swe duże czarne oko. - A... co z ich i twoim zaspokajaniem płciowym?
Chrystianizator zdążył pomyśleć o prawdziwym dorobku swej religii i zarazem wykrętnej odpowiedzi. Tylko pomyślał - wystarczyło. Telepatycznie przeskanowawszy wynaturzoną psychikę księdza, Szarak sięgnął po miecz laserowy. A gdy robot sprzątający pucował podłogę oznajmił innym:
- Zdaje się, że to my musimy wyruszyć z misją naprawczą, bo tamtą cywilizację toczy jakaś paskudna zaraza umysłowa.
;-)



5. Najbardziej szkodliwe zjawisko

;-)
Na wesoło.
Premier nowo wybranego rządu, po objęciu władzy, zwraca się do agenta specsłużb:
- Eee.., a co to za jedni, którzy w Internecie chrzanią coś o przemianach energetycznych, UFO, kosmicznej opatrzności, płaskiej Ziemi, Reptilianach, broni psychotronicznej, Chemtrails, technologii Keshe, obozach FEMA itp? Coś jest na rzeczy, czy to tylko ściema?
- Oczywiście, że ściema. - odpowiada agent. - To nasi tzw. pożyteczni idioci, którzy mają za zadanie odwrócić uwagę u tych, co jeszcze nie zostali ogłupieni przez religię, narkotyki, patriotyzm, piłkę nożną, erotomanię, alkohol i seriale w TV. Chodzi o to, żeby ci obywatele nie mieszali się do naszej kochanej polityki, a tylko czekali na Kosmitów, którzy mają przylecieć i naprawić świat...
- He, he, zwłaszcza nasze sądownictwo! - wtrąca premier. - No i bardzo dobrze. Niech sobie czekają i czekają, czekają i czekają na Kosmitów... no i płacą podatki dalej!!!
;-)

Obecnie każde państwo na Ziemi to rewir działania zorganizowanej grupy przestępczej górnolotnie zwanej demokratyczną władzą. Różnica tkwi jedynie w nasileniu przestępczości i stopniu zdemoralizowania osobników u władzy. Oto kilka dowodów:
W żadnym państwie nie ma instytucji państwowej, która by z własnej inicjatywy wyszukiwała osób pokrzywdzonych przez państwo i wypłacała im odszkodowania. Obywatele - o ile mogą - muszą się poniżać zakładając sprawy sądowe, które w większości przegrywają.
W ramach tzw. wolnych i demokratycznych wyborów obywatele mogą głosować na kandydatów na urzędy, ale nie mogą w nich jednocześnie decydować o zarobkach dla np. posłów czy senatorów. Oni sami sobie wyznaczają pensje powiedziawszy, a raczej pomyślawszy po wyborach: "Obywatelu! Uczestnicząc w głosowaniu spełniłeś swój obywatelski obowiązek. Ale teraz mamy Cię w d...e!".
Nie ma obowiązku weryfikacji kandydatów na urzędy pod względem inteligencji, wiedzy i zdrowia psychicznego. Są lub mogą zostać wymyślone odpowiednie testy. Ale tego nie ma. I TO CELOWO!!! Jednym słowem, najgorszy debil i psychol ma bierne prawa wyborcze i może zostać wysokim urzędnikiem. I to jest najlepszy dowód, że władza w danym państwie jest najgorszą organizacją przestępczą. A zatem, ta demokracja to fikcja i pozór.
Ordynacje wyborcze są przestępcze, bowiem ustanawiają progi wyborcze i inne tego typu nieuczciwe kombinacje, aby jedynie duże mafie (partie polityczne) miały największe szanse na wygraną. W tzw. polsce do tego jeszcze dochodzą tzw. "jedynki" na listach.
Mały eksperyment myślowy: jeśli się kogoś spytamy, jak się nazywa organizacja czerpiąca spore zyski z produkcji i handlu alkoholem i papierosami, to pierwsze skojarzenie u tej osoby, jakie przychodzi jej na myśl to.... to jakaś mafia. Brawo, dobra myśl. Tylko, że ta mafia to właśnie legalna mafia, czyli aparat państwa, który olbrzymie dochody czerpie z podatków, akcyz itp. za te wyroby. Pewien stopień - ale nie za duży - alkoholizmu i pospolitej przestępczości jest korzystny dla władzy, bo lepiej dla niej, żeby ludzie chlali zamiast pomyśleć i postawić się przeciwko niej.


Z badań naukowych wynika, że najbliższa nam obca cywilizacja może (ale nie musi) się znajdować w odległości około 500 lat świetlnych od nas. Jest to średni odstęp pomiędzy możliwie istniejącymi cywilizacjami w jednej galaktyce. Jest to odległość olbrzymia, niewyobrażalna i nie dająca się sensownie pokonać. Osobiście obawiam się, że jesteśmy jedyni w całej Drodze Mlecznej. Patriotyczne pasożyty u władzy o tym dobrze wiedzą i się cieszą, że nikt im nie przeszkodzi w tresowaniu nowo-narodzonych Ziemian na bogo-ojczyźnianych niewolników. Musimy sami wziąć sprawy we własne ręce.

Niektóre oszołomy twierdzą, że Kosmici są na Ziemi, ale się ukrywają. Inni, że kiedyś dawno temu byli na naszej planecie i np. pomogli zbudować piramidy egipskie, a następnie wszyscy odlecieli. To bzdura. Oto prosty dowód logiczny. Załóżmy, że dawno temu Kosmici przylecieli na Ziemię i coś tam Ziemianom pomagali przy piramidach, lub w inny sposób. I teraz zachodzi pytanie: czy opuściliby Ziemię zostawiając ją samopas wiedząc, że człowiek ledwo co wyewoluował z małpy i cywilizacja dopiero się rozwija? Nigdy! Oni by absolutnie nie opuszczali Ziemi, a przynajmniej część Kosmitów by pozostała, aby pilnować, żeby wszystko poszło w dobrym kierunku. Na chwilę obecną, Ziemia to totalny chlew psychotycznych religii, podziałów, wojen i niesprawiedliwości, gdzie jedni ludzie mają luksusowy jacht, kilka domów i kilkanaście samochodów, a inni umierają z głodu nie mając nawet gaci. Nie wspominając, że klechy gwałcą dzieci. Te fakty dobitnie świadczą o tym, że żadnych Kosmitów nie ma teraz na Ziemi. A skoro nie ma teraz, to znaczy, że i nie było ich w przeszłości. Stety albo niestety, ale ludzkość musi wziąć sprawy w swoje ręce, bo nikt nam nie pomoże.

Wybucha I WŚ - Kosmici są wśród nas, ale się nie ujawniają...
Wybucha II WŚ - Kosmici są wśród nas, ale się nie ujawniają...
Spadają dwie bomby atomowe na ludność cywilną (mogły spaść najpierw na jakąś niezamieszkałą wysepkę, aby zasrany Cesarz poznał ich potęgę) - Kosmici są wśród nas, ale się nie ujawniają...
Ksiądz pedofil molestuje dziecko - Kosmici są wśród nas, ale się nie ujawniają...
Rosja napada na Ukrainę - Kosmici są wśród nas, ale się nie ujawniają...

itd.

Kosmici mieli przylecieć w tamtym roku, żeby naprawić cywilizację. Oj, nie przylecieli - jaka szkoda!
Kosmici mieli przylecieć w tym roku. Oj, znowu nie przylecieli...
Kosmici mają przylecieć w przyszłym roku - ale tym razem na pewno....
A g...o przylecą. Długo jeszcze wymieniać?

W polsce, jak i na świecie, w przestrzeni internetowej są przykłady powyższej manipulacji. Ta manipulacja służy pasożytniczej władzy, która chce, aby część nieogłupionego religią, patriotyzmem i piłką nożną społeczeństwa roiła sobie jakieś infantylne nadzieje. Pewien były agent SB ma swoją przestrzeń w Internecie i mówi tak: "Ostatnio Wszechświat wszedł w takie pozytywne drgania!", "Kosmiczna Świadomość się nami zaopiekuje!". A skąd ty, k...a, stary dziadu o tym wiesz? Włączcie myślenie logiczne, a sami rozpoznacie tych pożytecznych idiotów sprzedających Wam papkę.


Ziemia jest coraz bardziej zniszczona, wyeksploatowana i zanieczyszczona. Na skutek efektu cieplarnianego topią się lodowce i podnosi się poziom oceanów. Z drugiej strony, ludzi na tej planecie jest coraz więcej. Było nas niedawno 6 mld, teraz jest 7 mld, a już wkrótce może być 8 mld. A więc nie trzeba wielkiego geniuszu, by przewidzieć, iż doprowadzi to wkrótce do totalnej zagłady, jeśli ten trend nie zostanie powstrzymany. Szacuje się, że nastąpi to około roku 2050-ego. Odejdźmy na chwilę od tematu.
Wyobraźmy sobie planetę Ziemię jako jedno państwo, z jednym prawodawstwem, jednym językiem, przynajmniej urzędowym, i centralnym rządem. Oraz ze sprawiedliwym systemem społeczno-gospodarczym, gdzie różnice w stanie posiadania i zarobkach są niewielkie. Oczywiście bez wojen, bo po prostu nie ma o co wojować, bo nie ma skonfliktowanych państw i państewek oraz celowo, bo „urzędniczo” skonfliktowanych ze sobą grup społecznych w obrębie jednego. Pieniądz jest mało ważny, a ludzie zajmują się własnym rozwojem i wojowaniem z co najwyżej własnymi słabościami. Ludzie także dbają o szczęście zwierząt, bo z kolei ich to uszczęśliwia, wiedząc że kiedyś będą nimi. Po prostu raj. Nie ma rywalizacji na płaszczyźnie przetrwania, jest tylko współpraca. Ludzie kochają tylko siebie nawzajem i swych podopiecznych, bo nie ma pasożytniczych programów, które podstępnie zapędzają w miłość do bytów urojonych lub oturbanionych wariatów i wariatek oraz pasożytniczych programów zapędzających w miłość do jednego fragmentu planety odgrodzonego zasiekami. To tak, jakby zamienić ludzi w świnie (bez obrazy, świnki!) i nakazać im kochać tylko swój chlewik, w którym są chowane w wiadomym celu. I do tego, rozkazać im poświęcać życie dla ochrony różnic w zasranym folklorze danego chlewika względem innych chlewików. Wiecie, czym się różni żerująca w kupie glista od warszawskich powstańców, pilotów kamikadze lub terrorystów-samobójców? Tym, że ma więcej instynktu samozachowawczego! Z tego wynika, że podstępna i jak najwcześniejsza indoktrynacja narodowo-religijna jest w stanie przeprogramować umysł będący przecież ukoronowaniem podstawowych instynktów i dążeń - programów zapisanych na poziomie komórkowym, genetycznym.
Dla zwolenników różnych teorii socjologicznych - jeszcze lepszy przykład: wyobraźcie sobie małą planetkę, taką 10 razy mniejszą od Ziemi, na której może żyć, załóżmy, tylko 7 mln mieszkańców. Jeden kontynent, jedno państwo, jeden język i zarząd złożony z osób najmądrzejszych. Żyją sobie szczęśliwie, bez wojen i niepotrzebnych napięć. Jak zareagują te istoty, gdy przyleci jakiś polityczny „ewangelizator” i nakaże im podzielić się na około 200 wzajemnie zwalczających się państewek z osobnymi kulturami, tożsamościami narodowymi itd., aby uszczęśliwić się jeszcze bardziej? No przecież takiego by śmiechem... potraktowali.
Dobrze widzicie, że jest zgoła inaczej niż powinno być. Dawno temu świeżo wyewoluowani z małp ludzie jednoczyli się w plemiona, aby wspólnie stawiać czoła zagrożeniom i walczyć o przetrwanie. Ze względu na odległości i inne okoliczności wykrystalizowały się odrębne języki, odrębne kultury i odrębne państwa. I - niestety - też religie dające bzdurne odpowiedzi na pytania będące skutkiem wyewoluowanej świadomości. Tysiące lat temu te formy jednoczenia się były dobrym rozwiązaniem. Jednak z biegiem czasu ta odrębność powoli zmienia się w najbardziej niekorzystne zjawisko. Władcy poszczególnych państw, ci nowożytni szamani, dobrze się zorientowali jaką moc ma posiadana przez nich władza. Ona daje pieniądz, nietykalność i zatem możliwość uszczęśliwiania siebie i najbliższych - zaspokajania popędów. Ale tylko dla władców i ich rodzin. Kosztem wyzyskiwanego społeczeństwa. Aby utrzymywać ten coraz bardziej patologiczny stan, pasożyty podstępnie, od samego dzieciństwa lub nawet od samego urodzenia, nierzadko pogrywając na emocjach programują żywicieli do miłowania małego wycinka planety, czyli tzw. ojczyzny. Realizacja tej miłości ma dawać, jakże fałszywe, poczucie szczęścia. Oraz tworzyć urojonych wrogów, których trzeba przynajmniej nie kochać, a w skrajnych wypadkach z nimi walczyć na śmierć i życie, jakby byli oddychającymi metanem stworami o ośmiu oczach i dziesięciu nogach. Bo tak się władzy - pasożytom zachciało! Setki, w tym dwie światowe, wojen na przestrzeni paru tysięcy lat, miliardy zniszczonych istnień ludzkich, nie mówiąc o kosztach finansowych, które przeznaczono na wojny, zbrojenia, utrzymanie wojska, wywiadów i kontrwywiadów itp. A które pozytywnie wykorzystane pozwoliłyby stworzyć prawdziwy raj na Ziemi. Spójrzmy dla przykładu na II WŚ. Czym tak naprawdę różnili się Niemcy, Rosjanie, Anglicy, Amerykanie, Japończycy itd. między sobą? Kompletnie niczym! Nie licząc tego, że każdy z nich został zaprogramowany, WYTRESOWANY w uwielbienie tylko do swojej fałszywej, bo powierzchownej odrębności. Różnice w genach - minimalne, a każdy z nich mógłby się bez problemu nauczyć innego języka. Poczucie odrębności narodowej, ta oszukańcza tożsamość to tylko nieposiadające dążeń zjawisko, a nie żywa i czująca istota. To jest narzędzie zniewolenia. A więc to zjawisko, zwane patriotyzmem jest właśnie tą najgorszą zarazą intelektualną. Zarazą zazębioną z zarazą religijną, co doskonale widać analizując przyczyny większości konfliktów między państwami oraz wewnątrz państw. To patriotyczni politycy i artyści doprowadzają do wojen, ale giną w nich nie oni, lecz zwykli obywatele. Najgorszymi zbrodniarzami przeciwko ludzkości dziś są ci politycy i inni działacze (patriotyczni gówno-artyści i "duchowni"), którzy utrzymują lub co gorsza pogłębiają podział planety na odrębne państewka.
Cywilizacja ludzka zabrnęła w ślepą uliczkę. Tak jak ktoś, kto wprawdzie idzie do przodu (postęp technologiczny), ale z głową zwróconą do tyłu. Nic dziwnego, że co chwilę nabija sobie guza (wojny) i trafia w ślepy zaułek. Ta głowa zwrócona do tyłu oznacza przesadne rozpamiętywanie przeszłości w duchu narodowej martyrologii i takąż indoktrynację dzieci z jednoczesnym brakiem wyobraźni i spojrzenia w przyszłość. Pasożytnicza, patriotyczna władza żyje według motta: "A teraz, k...a, my! Co będzie jutro - nieważne".
Człowiek to nie roślina i nie potrzebuje żadnych korzeni - w sensie dosłownym i przenośnym. Wprawdzie suma szczęścia i nieszczęścia wynosi zero w każdym Eonie, ale to nie znaczy, że to cywilizacja ludzka miałaby być kuźnią nieszczęść, podczas gdy inne musiałyby nadrabiać w plusie. A. Einstein powiedział: „Największymi bojownikami o pokój na Ziemi są ci młodzi mężczyźni, którzy odmawiają służby wojskowej”. Na chwilę obecną, patriotyczno-religijna cywilizacja ludzka jawi się wręcz jako „fabryka” nieszczęśliwych wcieleń. I to nie tylko dla samych pod-programów mających swe continuum na Ziemi, ale dla absolutnie wszystkich we Wszechświecie, jak wcześniej wykazano. Najwyższy czas to zmienić. W szkole zamiast religijno-patriotycznego prania mózgu powinno się uczyć myślenia, i to myślenia logicznego oraz prowadzić profilaktyczne badania psychologiczne np. co miesiąc na każdym dziecku celem wykrycia ewentualnych patologii w rozwoju dziecka i ich zapobiegania. Zauważcie jak zajadła jest teraz prowadzona w szkołach indoktrynacja patriotyczna i dodatkowo też religijna zamiast nauki myślenia. A Ty, oddając zdrowie i życie za ojczyznę, oddajesz je tak naprawdę za stołki urzędników i polityków oraz religijnych pasożytów, a oni się z Ciebie po cichu śmieją. Lepiej jest leżeć do góry brzuchem i gapić się w sufit, niż poświęcać choćby kawałek paznokcia, nie mówiąc o życiu, dla ratowania odrębności chlewika ogrodzonego umysłowymi zasiekami. Gdyby każdy, ale podkreślam - każdy, obrał taką oto filozofię, to mielibyśmy raj na Ziemi, przynajmniej bez wojen. Prawdziwym domem dla każdego człowieka jest cała nasza planeta, cała Droga Mleczna a nawet cały Wszechświat. Kto twierdzi inaczej, ten jest zbrodniarzem przeciwko całej ludzkości i zarazem przeciwko całemu inteligentnemu życiu we Wszechświecie. Tożsamość narodowa i jej poczucie są balastem na psychice ludzkości; balastem, który musi być nakładanym do głów od dzieciństwa, wobec jeszcze braku rozwiniętego myślenia krytycznego, aby funkcjonował. I dlatego przeprogramowywanie musi być prowadzone nie tylko w jednym państwie, ale najlepiej we wszystkich równocześnie. Jedna planeta - jedno państwo! Różnice w folklorze i ich pielęgnowanie powinny mieć co najwyżej status nieszkodliwego hobby, w obronie którego nikt nie powinien poświęcać życia (frajerzy - bohaterzy) lub do tego zmuszać („zaszczytny obowiązek” zapisany w konstytucjach). Cwaniaki zapędzają frajerów do życia wg filozofii "Bóg, Honor, Ojczyzna" , żeby samemu mieć "Władzę, Pieniądze, Seks". I tak to się kręci od stuleci. Politycy, artyści i duchowni to mistrzowie świata w tej dziedzinie.
System "edukacji" narodowej to instytucja częściowo zbrodnicza, która wprawdzie uczy matematyki, fizyki i chemii, ale oprócz tego odbiera młodość, czas, pieniądze i zdrowie TRESUJĄC Was na patriotów, odczuwających "tożsamość narodową". Górnolotnie zwany system edukacji narodowej to propagandowe ramię przestępczej władzy zapędzające w "duchu umiłowania ojczyzny" w MATRIX patriotyczny. Ta zaraza umysłowa zwana patriotyzmem prowadzi też do kazirodczej (ale na szerszą skalę) degeneracji genetycznej na obszarze danego państwa - podobnie jak zwykłe kazirodztwo (w skali jednej rodziny) prowadzi do kumulacji wad genetycznych. Nic dziwnego, że mieszańcy różnych ras są zdrowsi, inteligentniejsi i silniejsi oraz ładniejsi niż rodowity polak, Niemiec, Francuz itp. Obrońcy głupoty posługują się stwierdzeniem, że ludzie potrzebują odczuwać przynależność grupową, najlepiej narodową, aby zarażać patriotyzmem. Jeśli to faktycznie jest psychologicznie uzasadnione, no to odczuwajmy przynależność do mieszkańców planety Ziemia jako całej grupy. Jaki problem? Cała planeta to przecież teraz globalna wioska.

Na wesoło.
Bohaterze! Oddaj życie za ojczyznę! Minister Obrony Stołków przygotował w niebie dla Ciebie 72 butelki wódki "Ojczystej" (nie mylić z 72-ma pięknookimi dziewicami, bo to dla muzułmanów).
;-)

Patriotyzm to najgorsza patologia, ale zarazem najlepszy sposób zniewolenia. Poczucie tożsamości narodowej to fałszywe szczęście tak, jak pragnienie alkoholu, którym rodzice-alkoholicy zarażają swoje dzieci. Ludzie nie są roślinami, toteż nie potrzebują żadnych korzeni - ani w sensie dosłownym, ani metaforycznym. Wszyscy ludzie są sobie równi, nie ma lepszych i gorszych. To samo dotyczy narodów i państw.
Patriotyzm to też religia, w której od najmłodszego podstępnie zapędza się w miłość do jakiegoś małego wycinka naszej Ziemi, gdzie panuje nieco odmienny folklor i język, aby pasożyty w garniturach lub innych fatałaszkach stawali się beneficjentami tego zniewolenia - zwłaszcza finansowymi. Analogia do klasycznych religii oczywista.
Tożsamość narodowa to anachronizm coraz bardziej szkodzący ludzkiej cywilizacji; to zjadliwe "oprogramowanie", a wręcz trucizna umysłowa, "instalowane" w głowach nowonarodzonych Ziemian w celu uczynienia z nich niewolników, którzy mają za zadanie karmić pasożytniczą władzę, a nawet oddawać życie w celu obrony ich posad, "stołków" i majątków. Zauważcie, że odczuwanie tej ohydnej tożsamości narodowej prowadziło do wojen wywołanych głównie przez patriotycznych polityków i przywódców; wojen, w których ginęli zwykli Ziemianie, a nie te pasożyty. Górnolotnie zwany system edukacji narodowej to propagandowe ramię przestępczej władzy zapędzające w "duchu umiłowania ojczyzny" w MATRIX patriotyczny. Ta zaraza umysłowa zwana patriotyzmem prowadzi też do kazirodczej (ale na szerszą skalę) degeneracji genetycznej na obszarze danego państwa - podobnie jak zwykłe kazirodztwo (w skali jednej rodziny) prowadzi do kumulacji wad genetycznych. Nic dziwnego, że mieszańcy różnych ras są zdrowsi, inteligentniejsi i silniejsi oraz ładniejsi niż rodowity polak, Niemiec, Francuz itp. Jak psa można wytresować do aportowania, tak można wytresować człowieka do "odczuwania" tożsamości narodowej.

Jeżeli macie Państwo chociaż odrobinę wyobraźni, to proszę sobie wyobrazić, że w naszej Galaktyce są planety podobne do Ziemi i żyją na nich jakieś rozumne cywilizacje, ale tak się złożyło, że każda z nich stanowi jedno państwo, jedną strukturę organizacyjną. Brak podziału na odrębne państwa i tzw. narody oznacza, że te istoty są strasznie nieszczęśliwe???

A wiecie, że tożsamość narodową można zmierzyć? Za pomocą ilości litrów wódki wyrzyganej przez patriotycznych artystów razy prędkość wiatru natchnienia w ich rozczochranych kudłach.


6. "Prostytutka - precz z sądownictwa!", czyli o najgorszym chlewie korupcji i demoralizacji

Na wesoło ;-)

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce była sobie mała, głównie bagienna planetka Chlewia. A na jej mokradłach rozpościerało się państewko Chlewostan. A w nim była sobie moralnie błotnista gmina Chlewomierz. Oto merowie Chlewomierza: „Prosiak Kolanogłów”, „Warchlak Błazen”, „Świńskie Ziele”, "Wielkie Wieprzysko" i inni. Ci merowie utworzyli bagienno-błotny układ złodziejsko-korupcyjny, w skład którego wchodzili jeszcze zapijaczona "Locha Łapówkara” oraz „Knur Rozporkowiec” i jego ślubna „Wściekła Maciora”. Oboje znani z uwielbienia do zapachu szamba, którym zresztą obdarzali okolicznych mieszkańców wypuszczając fekalia to tu, to tam. Oprócz tego, „Knur Rozporkowiec” miał na koncie same dobre osiągnięcia: okradanie merostwa, kradzież energii elektrycznej, zaliczanie cudzych loch, fałszowanie dokumentów, korupcja, handel wpływami, przekręty, przechowywanie w swoim chlewie dokumentów „Prosiaka Kolanogłowa”, gdy ten przebywał w chlewoareszcie i całe multum innych dobrych uczynków. Tak, tak – osiągnięcia, ponieważ takie czyny w Chlewomierzu, jak zresztą w całym Chlewostanie, były uznawane za dobre i chwalebne. Dokładnie na odwrót niż w innych państewkach. W mieście Świniówek Świński był chlewny Arbitraż Lokalny, w którym „Świńskooka Prostytutka” świadomie i z premedytacją ferowała wyroki zawsze na korzyść samych swoich świń – niekoniecznie sprawiedliwe, a jej ślubny knur „Świński Ryjek” zaś przecie zasiadał we władzach gminy. "Prostytutka" dwoiła się i troiła, żeby "Ryjek" był utrzymywany przy korycie przez same swoje złodziejskie świnie. Tak więc Chlewomierz był kwintesencją Chlewostanu, a „Prostytutka” uosobieniem rynsztokowej (nie)sprawiedliwości. Kilkadziesiąt chlewnych lat korupcji i złodziejstwa oraz kilkaset przestępstw uszło całkowicie bezkarnie. Kilkaset przestępstw. A wyglądająca jak prostytutka "Prostytutka" skazywała niesłusznie tych, co nie do końca zeszli na świnie.
Dobrze, że to tylko fikcja.
Ciąg dalszy w: „The Muppet Show - Pigs in Space!”.

;-)



7. Recepta na poprawę
Nie ma narodów. Są tylko grupy Ziemian, mieszkańców naszej planety, czyli społeczeństwa otoczone drutem kolczastym; w sensie fizycznym - granicami, a w sensie umysłowym - patriotyzmem. Jak wspomniano, jedynym ratunkiem dla naszej cywilizacji jest połączenie wszystkich społeczności w jedno państwo. Czego jednym z długofalowych skutków będzie poprawa zdrowia i zdolności umysłowych ludzi na skutek wymieszania genów. Złodziejsko - cwaniaczkowate geny (o ile geny, nie licząc kultury, są nośnikiem patologii) pewnego narodu rozpłyną się w morzu innych nacji. Rozmnażanie się w obrębie jednego państwa lub narodu nosi cechy kazirodztwa, ale na szerszą, mniej zauważalną skalę. Podobnie do klasycznego kazirodztwa w jednej rodzinie, gdzie kumulują się wady genetyczne i dlatego ludzie zapadają na coraz częstsze i dziwniejsze choróbska; ludzkości grozi degeneracja genetyczna. Jest bezsporne i udowodnione naukowo, iż mieszańcy różnych ras i narodowości są zdrowsi, inteligentniejsi i silniejsi oraz ładniejsi niż rodowity polak, Niemiec, Francuz itp. Obok istnienia języków narodowych, należałoby ustanowić język urzędowy ogólnoświatowy, który będzie łatwym do nauki i zarazem niepowodującym konfliktów. Jest już esperanto i nie ma sensu wymyślać innego języka ponadnarodowego. Ustanowienie takim angielskiego mogłoby spowodować uzasadnione pretensje Rosjan, Niemców, Francuzów itd., ale tymczasowo mógłby nim być. Poza tym, wprowadzenie takiego systemu gospodarczego, który byłby humanitarny i sprawiedliwy oraz detronizowałby pieniądz i wzrost gospodarczy jako wartość najwyższą. W tym systemie muszą funkcjonować ujemne sprzężenia zwrotne, które uniemożliwiałyby nadmierne bogacenie się jednych względem drugich. Zobaczcie, że w obecnym systemie prawnym w ogóle ich nie ma. I to celowo! Te różnice obecnie są przyczyną nieszczęść na poziomie wewnątrzpaństwowym. Dobry byłby socjalizm z elementami gospodarki rynkowej albo kapitalizm z pełną ochroną socjalną. Lub inny całkowicie zaprojektowany od nowa, w którym panowałoby współdziałanie, a nie rywalizacja, i jeśli nie idealnie równe, to przynajmniej porównywalne zarobki. Obecny kapitalizm nie ma czegokolwiek wspólnego ze sprawiedliwością społeczną, a z tzw. kominów płacowych wynikałoby, że jeden człowiek jest 100 albo i 1000 razy gorszy od drugiego albo odwrotnie. Biedni są nieszczęśliwi, bo są biedni, a bogaci są nie całkiem szczęśliwi, bo muszą się ciągle martwić o swoje bogactwa, których na pewno nie wezmą do następnego życia; a co najwyżej do grobowca. Gdzie tu sens? Wydaje się, że najlepszym byłby system oparty na zasobach naturalnych Ziemi proponowany przez pewnych mądrych ludzi. Cywilizacja oparta na permanentnej rywalizacji powoli traci sens istnienia, albowiem koszty, w tym społeczne, brutalnego współzawodnictwa powoli przewyższają jego zyski, którymi są np. rozwój nauki i technologii biorące się z tego wyścigu. Czyżby to była paskudna scheda po Cesarstwie Rzymskim, które z głupoty organizowało nierzadko krwawe igrzyska? Koniec z rywalizacją, czas współpracować! Obecny kapitalizm jest upiornym systemem, opierającym się na rywalizacji, która często przybiera patologiczne formy, jak oszustwa, nieuczciwość, morderstwa i inne przestępstwa - ale trzeba go przekształcać stopniowo. Trzeba umieć się cieszyć tym, co się ma i drobnymi szczęściami, a nie gonić za sukcesem finansowym. Za ok. 4 mld lat wypali się Słońce, zamieni w czerwonego olbrzyma i spali w popiół naszą planetę. A wtedy padnie pytanie: no i po co to było? Chyba, że wcześniej islamscy terroryści wejdą w posiadanie broni jądrowej. Mając w puli wcieleń miliardy żyć nieszczęśliwych, dołóżmy do niej przynajmniej tyle samo lub więcej wcieleń szczęśliwych, aby był sens spoglądać w przyszłość. Rzecz w tym, aby tę liczbę dotychczas wytworzonych nieszczęśliwych wcieleń niejako "rozcieńczyć" w jak największej liczbie inkarnacji szczęśliwych, które ludzka cywilizacja może wytworzyć dysponując jeszcze około 4 miliardami lat świecenia naszego Słońca. Tylko to ma sens.
Instytucje religijne na podszywaniu się pod nieistniejącego boga robią niezły interes. Przyczyną wielu tragedii jest to, że ludzie ze sobą nie rozmawiają na ważne tematy, bo w dzieciństwie nauczono ich „rozmawiać” „w duchu” z obiektami religijnymi. W obecnych czasach, na domiar złego, przeklęta telewizja i fikcja filmowa odrywają ludzi od prawdy i osamotniają. Ktoś na tym robi pieniądze. Chrześcijaństwo mordowało w średniowieczu; teraz się trochę zhumanitaryzowało, ale za to wyłazi na światło dzienne patologia zboczeń tzw. duchownych. Co wyprawia islam? Morduje, czyli to samo, co chrześcijaństwo, tylko, że widać to w dzisiejszych czasach. Judaizm? Co to za religia, która wymaga bestialskiego, koszernego (podrzynanie gardła na żywca) mordowania zwierząt w celach konsumpcyjnych? Zamiast cieszyć się np. pięknem przyrody, zahukani ludzie oglądają horrory lub pornosy. Religie rodem z Dalekiego Wschodu są lepsze, bo nie odrywają człowieka od Natury, lecz jego z Nią harmonizują. Strawą duchową dla człowieka powinna być kontemplacja Natury, a nie wielbienie jakichś oturbanieńców z Bliskiego Wschodu, którzy mają niewiele wspólnego z Bogiem, nawet jeżeli istnieje. Chrześcijanie w głębi psychiki uważają Mahometa za bliskowschodniego wariata, ale tego nie mówią, bo po prostu tak nie wypada, natomiast głośno wyznają bzdurę, że Chrystus to zbawiciel itp. Z kolei muzułmanie w głębi rozumu uważają Chrystusa za palestyńskiego wariata, ale tego głośno nie powiedzą, bo to nie przystoi, a za to głoszą chwałę Mahometa jako jedynego proroka itp., co jest bzdurą. Bezwyznaniowcy uważają, że jeden i drugi guru są siebie warci i tyleż samo, co inne Abrahamy i Mojżesze. Chrześcijan i żydów jeszcze będzie można uświadomić i nawrócić na normalność, natomiast w przypadku muzułmanów, ponieważ jest to wścieklizna umysłowa najbardziej oporna na leczenie, należy rozważać długofalowy proces wyłapywania osobników, zwłaszcza imamów, ajatollahów i ibnów, i poddawania ich hipnozie (w przypadku „oporniejszych” - z pomocą psychotropów), w trakcie której będą instalowane sugestie posthipnotyczne nakazujące odejście od tej psychozy. Nawróceni na normalność imamowie pomogą dalej uporać się z tą wścieklizną. Chrześcijańska i islamska teologia to jest jeden wielki logiczny bełkot, który obrósł tomami grubych ksiąg, a Biblię i Koran należy rozpoznawać jedynie w kategoriach beletrystycznych. Twórcy tych religii, tacy jak Chrystus, Mahomet i inni być może byli ludźmi wrażliwymi, inteligentnymi i może chcieli dobrze - cokolwiek to znaczy. (Chociaż podejrzewam, że Jezus był osobnikiem nienawidzącym ludzi, którzy cieszyli się życiem). Niestety, wyszło źle - religie przez nich stworzone doprowadziły do ludobójstwa w imię wyznania, wojen a teraz jeszcze dodatkowo ogłupiają wprowadzając ludzi w błąd (od najmłodszego) i podszywają się pod pojęcie Boga, z którym mają niewiele wspólnego, bez względu na to, czy istnieje. I najważniejsze, nie dają prawidłowej odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Należy docelowo zlikwidować wszystkie partie polityczne, ponieważ są to zorganizowane grupy przestępcze, które dbają tylko o interes swoich członków. Te grupy przestępcze „w oparach lepszych fajek, w oparach wódki” zawiązują się w, z góry upatrzonym, celu jakim jest wprowadzanie zwykłych obywateli w błąd i następnie finansowe wyzyskiwania tego błędu.
Oto program polityczny każdej partii politycznej od lewa do prawa - od stuleci:
1. Działać na korzyść swoją, członków swojej partii, rodzinki i kolesiów.
2. Działać na korzyść społeczeństwa, ale tylko w takim zakresie, który nie koliduje z wytycznymi z p-ktu 1.
To wypełnia znamiona przestępstwa. Władza w każdym państwie to zorganizowana grupa przestępcza. Niestety, tak będzie zawsze. Ale można dążyć do tego, ABY STOPIEŃ TEJ PRZESTĘPCZOŚCI BYŁ JAK NAJMNIEJSZY. Zjednoczenie Ziemi w jedno państwo w tym pomoże, o ile przedstawiciele władzy uświadomią sobie, że nie ma sensu przesadzać w dążeniu do własnej korzyści, bo w którymś z następnych Eonów role będą odwrócone.

Są trzy odmiany cywilizacyjnych pasożytów. To: duchowni, politycy i artyści (nie wszyscy - nie liczę tych, którzy jakoś walczą z matrixem religijnym bądź patriotycznym).
Jeśli komuś nie chce się pracować, ale potrafi myśleć logicznie, to zostaje politykiem.
Jeśli komuś chce się pracować, ale nie potrafi myśleć logicznie, to zostaje artystą.
Jeśli komuś nie chce się ani pracować, ani nie potrafi myśleć logicznie, to zostaje duchownym. A raczej "duchownym", bowiem ich oszukańczo-psychotyczna działalność wskazuje, że duchowość jest pojęciem pustym lub wypaczonym.

Jeszcze o ewolucji. Pojawiły się ssaki a wśród nich małpy naczelne - stworzenia, które miały już spory mózg. Ich umysł to połączenie instynktu, emocji (zdolność do interakcji emocjonalnych; jest też termin: inteligencja emocjonalna) i możliwości uczenia się, czyli pewnych początków intelektu. Żyły i żyją w grupach, bo w ich przypadku razem łatwiej przetrwać. Weźmy taką oto sytuację: w stadzie są dwie małpy, które mają coś do zakomunikowania. Jedna, że znalazła drzewo pełne owoców; druga, że zauważyła zbliżającego się drapieżnika. Pierwsza wyraża swoje zadowolenie, druga strach i napięcie. Jak myślicie, której małpy powinno posłuchać stado? Oczywiście tej drugiej, ponieważ od odebrania ważniejszej informacji o drapieżniku zależeć może życie paru osobników. A najeść się mogą później. Żeby stado mogło wysłuchać tej drugiej, małpa przestraszona musi po prostu głośniej wyrażać swoje zdanie. Takie właśnie są schematy emocjonalnych zachowań u zwierząt. Czyli strach - a oprócz tego lęk wynikający z braku wiedzy - dodaje sił i zwiększa głośność wypowiedzi. Niestety, nie tylko u zwierząt. U głupich ludzi też. Wyobraźmy sobie grupę ludzi, którzy kompletnie nie znają się na astronomii. Jest też dwóch mówców. Jeden niezbyt głośnie, na spokojnie i bez gestykulacji mówi, że Ziemia kręci się wokół Słońca. Potem z ekspresją emocjonalną popartą teatralnymi gestami przemawia drugi - głośno, prawie krzykiem oznajmia, że to Słońce krąży wokoło nieruchomej Ziemi. Jak myślicie, kogo posłucha ta grupa ludzi? Oczywiście tego drugiego, bo po prostu głośniej mówił, a strona merytoryczna - czysto intelektualna schodzi u tępego społeczeństwa na dalszy plan. Posłuch mają agresywniejsi i głośniejsi niż mądrzejsi. Środkiem do osiągnięcia celu może być: siła głosu, rymy (poetyckość), gestykulacja, patos, pozory zadumy, śpiew i inne formy emocjonalnego oddziaływania. To właśnie dlatego duchowni, politycy i artyści mają lepszy ogólnie posłuch niż ludzie nauki. Jakiś pierdolec z kolczykiem i tatuażami ma więcej do powiedzenia dla 90% społeczeństwa niż wszyscy naukowcy nauk ścisłych razem wzięci. To jest tragedia, proszę Państwa.

Artyści i animatorzy kultury w sporej części też partycypują w tym bagnie. Zwłaszcza kudłaty artysta od repliki Arki, który całuje po butach prawicowe władze i watykańskiego okupanta. Jeden artysta namalował kwadrat na białym płótnie, inny po pijanemu zwymiotował na stół i rękami rozmazał rzygowiny. Oczywiście znalazła się cała rzesza krytyków sztuki, którzy okrzyknęli to wielkimi dziełami. Tak właśnie wygląda towarzystwo wzajemnej adoracji; wzajemnego kadzenia sobie. A Ty, jeśli nie umiesz "zinterpretować" co oznacza każda rzygowinka, to znaczy, że NIE ZNASZ SIĘ NA SZTUCE!!! Artyści oraz całokształt zwany kulturą i sztuką to taka krowa, która głośno ryczy, a niewiele mleka daje. Albo wcale nie. I chce duuuużo forsy! Ich intelektualne wybroczyny to górnolotny bełkot, który niczego nie wyjaśnia, ani nie tłumaczy. Pier....e o pier....iu za pomocą pier....ia w celu jak najdłuższego pier....ia i.... robienia forsy. Artyści myślą, że skoro trochę pochlali, podupcyli i poćpali, to już wiedzą wszystko o życiu. Bzdura. Piękno i dobro, czymkolwiek one są, wynikać mogą jedynie z prawdy, a prawda może być tylko dziełem myślenia logicznego i nauk ścisłych. A humanistyka to górnolotny bełkot. Bełkot dla bełkotu. Tak jak wierszyk "Pstrąg" oszczanego gombrowicza.
Póki co, wszyscy kandydaci na jakiekolwiek stanowiska od burmistrza po prezydenta kraju powinni być bezpartyjni i niezależni oraz obowiązkowo poddawani weryfikacji pod kątem inteligencji, wiedzy, moralności i zdrowia psychicznego. Przecież istnieją odpowiednie testy lub można takie opracować. Dopiero taką sytuację można by było nazwać demokracją. Ale tego nie ma, bo władza jest organizacją przestępczą. Według tej pseudo-demokracji, nawet najgłupszy debil ma bierne prawo wyborcze i może zasiąść przy korycie, czego zresztą przykładem jest właśnie "Debil".
Ewolucja się nie zakończyła. Ona trwa nadal i teraz dodatkowo obejmuje nie tylko ciało, ale i intelekt. Dawniej sukcesem ewolucji było radzenie sobie organizmu z chorobami fizycznymi. Wraz z pojawieniem się człowieka, pojawiły się też, niestety, choroby psychiczne, nerwowe i nazwijmy to intelektualne, z których należy wyzdrowieć - wyewoluować. Czyżby 2000 lat temu nie było w ogóle tych choróbsk i dlatego szpitale psychiatryczne nie były potrzebne?

7a. Nieco o dalszej ewolucji
Wcześniej ewolucja przebiegała na zasadzie doboru naturalnego i jej kierunki były niezależne od człowieka. Teraz, wraz z rozwojem nauki, to się zmienia. Za pomocą inżynierii genetycznej można już wpływać na własności fizyczno-intelektualne człowieka za pomocą drobnych zmian w kodzie genetycznym. Ale niech to będą jak najmniejsze zmiany! - O jedną cegiełkę programu. Będąc pełnym podziwu dla wegetarian i wegan, myślę, że homo sapiens będzie ewoluował w kierunku istot odżywiających się coraz mniej mięsem, a coraz więcej roślinami, by osiągnąć stan 100%-go weganizmu. Zresztą, kształt uzębienia i długość przewodu pokarmowego wskazują, że człowiek był głównie roślinożercą; później poszedł na łatwiznę i zaczął coraz więcej jeść mięsa. Następnie pójdziemy jeszcze dalej: będziemy spożywać mniej roślin, a za to przyswajać coraz więcej prostych składników odżywczych bezpośrednio. Woda, energia promieniowania elektromagnetycznego, tlen (a może dwutlenek węgla?) i minerały. Czyli zostaniemy roślinami! Mającymi system nerwowy uwieńczony mózgiem i aparat ruchowy. A może hybrydami zwierzęco-roślinnymi, a nawet do tego -cybernetycznymi? Wszystkie opcje na stole. Zresztą będzie to korzystne z perspektywy konieczności opuszczenia Ziemi (oby jak najpóźniej!) i osiedlenia Kosmosu. Tak, osiedlenia Kosmosu, a nie jego podbijania. Wszakże nie będziemy takimi debilami jak konkwistadorzy. A także z perspektywy przechodzenia wszystkich możliwych wcieleń istot żywych. Wreszcie zostaniemy istotami, które zapewnią szczęśliwe życie - nie zabijając przy tym innych. Aż strach pomyśleć, ile zwierząt zginęło w męczarniach, żeby wyżywić jakiegoś katolickiego taliba-katechetę lub pewną uskrzydloną sędzię-taboret o grubych nogach i wyglądzie prostytutki, gdy idzie przez miasto dumna ze swoich niesprawiedliwych, świadomie ferowanych wyroków. W temacie aborcji uważam, że jest ona dopuszczalna w sytuacji, gdy w płodzie nie rozwinął się jeszcze mózg mogący odczuwać ból.

8. Sztuczna świadomość i kosmici oraz przeniesienie świadomości na nośnik niebiologiczny
Niektórzy swe obawy łączą z powstaniem sztucznej świadomości i inteligencji. Inteligencja to tylko zdolność przetwarzania informacji wejściowych w wyjściowe wyniki w oparciu o program lub algorytm. Czyli ma ją najprostszy kalkulator kieszonkowy. Świadomość jest już bardziej skomplikowaną sprawą. Jest to połączenie nawet najprostszej inteligencji z przytomnością i możliwością odczuwania zaspokojenia lub braku zaspokojenia popędów i dążeń. A gdzie te popędy są zapisane? W genach. To są programy, które oprócz zapisanych dążeń do, mówiąc najprościej, wzrostu entropii w otoczeniu, mają też, oprócz jednokomórkowców, zapis o dążeniu do powiększania ciała i budowaniu mózgu. Zauważcie: powiększania - startując od możliwie najmniejszej struktury (np. zygoty) do kilkudziesięciokilogramowego ciała. W przypadku układów scalonych i sztucznych sieci neuronowych mamy proces całkowicie odwrotny i wymuszany od zewnątrz: zaczynając od kopalni rudy i ton surowca, przez fabrykę kończąc na malutkim chipie. Czy w tej kostce jest zapisany jakikolwiek popęd i podprogram do zwiększania swej obudowy lub podprogram do odczuwania zaspokojenia dążności? Nie. A więc niemożliwością jest stworzenie sztucznej przytomności, świadomości i samoświadomości („duszy”). Wprawdzie zapłodniona komórka jajowa otrzymuje pokarm od zewnątrz, ale popęd pokarmowy, popęd do powiększania ciała i budowy mózgu jest ZAPISANY WEWNĄTRZ NIEJ I OD WEWNĄTRZ REALIZOWANY. W przypadku budowy cyborga, zarówno „pokarm”, czyli krzem, miedź itd. są dostarczane od zewnątrz oraz od zewnątrz jest wymuszana jego budowa. A więc niemożliwe jest, żeby maszyna posiadła świadomość i samoświadomość. Ona może być tylko inteligentna. Analogicznie, niemożliwe jest istnienie tzw. kosmicznej świadomości, o której bełkoczą oszołomy w Internecie. Tak samo niemożliwe jest istnienie boga (który ponoć ma być czystą świadomością), bo świadomość jest sublimacją popędów (a rzekomy bóg ponoć nie ma żadnych popędów). Popędem całego Wszechświata, jak i wszelkich istot jest po prostu samounicestwienie i następnie powstanie od nowa.

"Dobrzy" i "źli" kosmici.
Skoro na razie nie potrafiąca wydostać się ze swojego układu planetarnego ludzkość powoli odkrywa sens Wszechświata i wkrótce pogodzi się z tezami o nieskończoności wcieleń, to tym bardziej tego są świadomi przedstawiciele innych cywilizacji, które ze względu na technologię wynikającą po prostu z rozumu, mogą wyruszyć dalej. A więc z tych, które inteligencją i brakiem pychy przewyższają ludzi, mogą być tylko dobrzy, bo wiedzą, że gdyby na Ziemi skrzywdziliby nawet zwierzę (ponoć krowy w USA okaleczają?!?), to i tak im by było dane przejść to wcielenie. Wbrew zastraszającym wypocinom z Hollywoodu, ze „złych” i „dobrych” na naszą planetę mogą przybyć tylko ci drudzy, czyli dobrzy, o których A. Einstein powiedział cyt. „Najlepszym dowodem na istnienie cywilizacji pozaziemskich jest to, że nas... nie odwiedzają”. Jest też możliwość polegającą na tym, że oni przybędą, aby zrobić porządek z tą fabryką nieszczęśliwych wcieleń. Do ciężkiej cholery, Wy tam w Hollywood! Nakręćcie dla odmiany film science-fiction o tym, jak przylatują dobrzy Kosmici i ratują ludzkość przed takimi „Maciornikami” i „Kaczorami”, fanatyzmem religijnym i patriotycznym. Do tej pory z uporem maniaka „natłukliście” mnóstwo filmowych wypocin o "złych" Kosmitach, których wymieniać nie trzeba. A teraz wyobraźcie sobie, że prawdziwi przedstawiciele obcych cywilizacji przechwycili sygnał elektromagnetyczny z tymi filmami i obejrzeli je sobie na swoich urządzeniach. Co sobie pomyśleli? Ot, piękną reklamę ludzkości zrobiliście!

U nieuchronnego schyłku Wszechświata zapewne nie będzie fizycznych warunków dla istnienia świadomości w strukturach biologicznych. W tym czasie przy życiu ostaną się jedynie istoty superinteligentne, nie będzie bakterii, roślin i małych zwierzątek. Niektórzy myślą, że będzie możliwe na ówczesnym poziomie technicznym i w obliczu czystej konieczności przeniesienie przepływu elektronów z mózgu do sztucznych struktur flash-dysku, ale na zasadzie powolnego, stopniowego, po jednej szarej komórce do jednej komórki pamięci, aby nie przerwać continuum, a sztuczne struktury na poziomie kwantowym muszą odwzorowywać procesy biologiczne. „Niebiańskie” z kolei oprogramowanie dostarczające bodźców zewnętrznych do takiego mózgu zapewni „niebiańskie wrażenia” do czasu końca Wszechświata. Jednak myślę, że to będzie niemożliwe, bo nie da się z pomocą martwego chipu odwzorować procesów każdej szarej komórki, w której wnętrzu są przecież geny wpływające na procesy elektryczne. Emulowanie tych procesów w pamięci operacyjnej też wydawać się może bezowocne. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w stanie idealnie zeskanować mózg w chwili jego śmierci i dokładnie co do chrononu (kwant czasu) w tej samej chwili włączyć prąd w superkomputerze idealnie odwzorowującym zarówno procesy w każdym pojedynczym neuronie jak i w każdym połączeniu między nimi. Continuum czasowe wprawdzie będzie zachowane, ale przestrzenne - nie. Może uda się na biologicznym mózgu nabudować lub wbudować mózg sztuczny i powoli komórka po komórce, akson po aksonie przełączać impulsy z biologicznego na sztuczny. Biologicznemu pozwolić umrzeć, następnie sztuczny zdemontować i osadzić w ciele cybernetycznym lub po prostu w Metaversum. Ale będzie to niesamowicie trudne.

Aha... jeszcze o hipotezie symulacji. Niektórzy bełkoczą, że żyjemy w symulacji (komputerowej?) tworzonej przez inną cywilizację. Albo, że jest taka możliwość. No to niech ktoś mi odpowie na pytanie: A PO JAKIEGO H..JA KARMAZYNA (niby)mądrzejsze istoty miałyby tworzyć taką symulację? Symulację, w której my tutaj się nawzajem mordujemy, gwałcimy, okradamy, oszukujemy, korumpujemy itp. Czyżby tamta cywilizacja miała by być tak głupia, pusta i próżna jak wielbiciele wódki, piłki nożnej, fikcji filmowej i innych pierdolstw? Czyżby inne istoty podzielały filozofię "chleba i igrzysk!"? Raczej trudno w to uwierzyć.

9. Popierajmy World Government i New World Order
Mam nadzieję, że gdzieś tam za kulisami ONZ lub gdzie indziej tworzy się Rząd Światowy, złożony głównie z naukowców, a nie polityków. I z ludzi bogatych. Ale tak bogatych, że już naprawdę nie mają nic innego do roboty, jak tylko zastanowić się nad dobrem całej planety. Znieważani głównie w Internecie przez nacjonalistów, wyzywani od żydo-masonów, iluminatów, zastanawiają się jak za pomocą wyboru mniejszego zła (bo inaczej po prostu nie da rady) lub trafniej wyboru większego dobra wpływać na bieg zdarzeń w celu naprawy tej cywilizacji. Narzekacie, że globaliści promują homoseksualizm i ponoć coś kombinują z ubezpładniającymi szczepionkami? Biorąc pod uwagę sytuację na planecie, lepiej żeby mało rozumni, a przynajmniej część z nich, łączyła się w pary gejowskie lub lesbijskie niż w związkach hetero mieliby „natłuc” po kilkoro lub kilkanaścioro dzieci. Po prostu mniejsze zło. Gdy cywilizacja ziemska jako tako znormalnieje, z powrotem będziemy promować pary hetero. Póki co, uwierzcie, nie ma się co certolić, bo sytuacja nie jest zbyt wesoła. Niestety, pewna banda zidiocianych pasożytów ubzdurała sobie, że jej żywiciel, niby-naród, ma się namnażać jak króliki, co jest wstecznictwem. Nacjonalistyczno-faszystowskiej władzy zależy na ilości karmicieli, a nie na ich jakości.
Wprawdzie dzisiejszy kapitalizm nie jest doskonałym systemem społeczno-gospodarczym, bo polega w skrócie na uszczęśliwianiu wąskiej grupy ludzi kosztem reszty społeczeństwa, ale jego rewolucyjne obalanie okazać się może niesłuszne, jak zresztą pokazała historia. Ba, nawet jego istnienie należy wykorzystać dla stworzenia nowego ładu. Nieodłączny element kapitalizmu, czyli wielkie korporacje ponadnarodowe jest wspaniałą bronią przeciwko faszystowskim państwom narodowym, czyli przeciwko największej przeszkodzie do tworzenia normalnej, sprawiedliwej cywilizacji - cywilizacji jednego państwa, gdzie zasrana tożsamość narodowa byłaby jedynie mało szkodliwym i powoli zanikającym folklorem.
Dobrze by było stworzyć Ogólnoplanetarny Trybunał Prawa Naturalnego, do którego poszczególni Ziemianie mogli by bezpośrednio kierować roszczenia o odszkodowania od państw-przestępców z pominięciem przestępczych organizacji zwanych sądownictwem. Za zatruwanie psychiki indoktrynacją patriotyczną; za ogłupianie; za zmuszanie do niewolniczej służby wojskowej na zasadzie szantażu: "Idziesz do armii i chronisz nasze stołki, albo Cię wsadzimy do więzienia za odmowę", płacenie wygórowanych podatków itp.
Należy powołać Międzynarodówkę Kosmopolityczną, która będzie po prostu zrzeszać Ziemian, którzy czują, że cała Ziemia jest ich prawdziwą ojczyzną, prawdziwym domem. Którzy urodziwszy się w otoczonej drutami piramidzie niewolnictwa, zostali umysłowo otruci patriotyzmem i od niego uzależnieni. Stali się jakimiś Niemcami, Rosjanami, Amerykanami, polakami itp. Zostali napuszczeni na siebie przez Hitlerów, Stalinów, Maciorników, Kaczorów, Putinów itp. nacjonalistów. Nie ma absolutnie obiektywnych przeszkód do zjednoczenia planety. Są tylko subiektywne, o tu: naje...e w głowach! - pasożytnicze oprogramowanie zainstalowane w mózgach od samego dzieciństwa z wykorzystaniem wpływu na emocje niczym cukierków pod choinkę. Czy to nie jest podłe? Dobrze by było gdzieś na Ziemi utworzyć Kosmopol, czyli państwo zrzeszające po prostu Ziemian. Z początku małe - potem można je powiększać przez np. dołączanie terytoriów, a może nawet byłych państw narodowych, których społeczeństwa przejrzały na oczy. Podstawą Kosmopolu będzie bezwyznaniowa rodzina, w której mąż będzie kochał swoją żonę, a nie jakąś wariatkę z Bliskiego Wschodu, a żona będzie kochać męża, a nie jakichś wariatów z Bliskiego Wschodu. Oprócz tego, rodzice będą kochać swe dzieci, a dzieci rodziców, a nie w/w wariatów lub urojonego boga. Będą dumni, że są mieszkańcami Ziemi oraz że nauka i wiedza sprzyjają budowaniu szczęścia dla możliwie największej liczby istot posiadających mózg.
Nikt nie twierdzi, że postulowane tutaj zmiany muszą się dokonać błyskawicznie. To niemożliwe, ta zmiana, przede wszystkim myślenia, zajmie całe lata, może dziesiątki lat. Ale zacząć trzeba teraz - niech chociaż Unia Europejska przeforsuje w cywilizowanych państwach ustawowy zakaz indoktrynacji religijno-patriotycznej na dzieciach do ukończenia np. 18-tu lat. Skoro nie można dzieci bić, molestować, głodzić itp., to i zatruwanie ich umysłów powinno być również zakazane.
Zanosi się na, miejmy nadzieję ostatnią, rewolucję albo przyspieszoną ewolucję. Tak szybko się wszystko zmienia w dzisiejszych czasach. Oby bezkrwawą. Chociaż dołożenie do puli wcieleń jeszcze iluś zbyt wcześnie przerwanych, może okazać się konieczną opłatą za możliwość stworzenia miliardów bilionów szczęśliwych żyć, dopóki Słońce się nie wypali.
Gdyby od ponad 100-u lat Ziemia była jednym państwem, to nie byłoby I-ej i II-iej Wojny Światowej, ani tej w Ukrainie. Nad czym się, do cholery, jeszcze zastanawiać?
Pełnia demokracji, o którą ponoć wszyscy walczą, nie jest możliwa bez zjednoczenia planety, bez ludzi prawdziwie wolnych i inteligentnych!

10. Budujmy latające spodki
Każdy się zgodzi, że napęd odrzutowy, w tym rakietowy, jest prymitywny i nieekonomiczny. Nic, tylko kupa smrodu, spalin i hałasu. Wprawdzie Wszechświat - o ile można użyć słowa „martwi się” - prędzej martwi się losem świni tuczonej w chlewie dla potrzeb mięsożernych, dwunożnych potworków, niż losem tychże potworków, to - o ile można powiedzieć „przygotował” - jednak przygotował możliwość znacznie doskonalszego poruszania się w przestrzeni w sytuacji, jak te potworki staną się mniej potworne.
1. Wszechświat jest nadal nicością i dlatego też powstał z niczego.
2. Wszechświat powstał, aby zniknąć - do tego dąży.
3. Wszechświat zniknie, aby powstać. Uwidaczniają się teraz jego cykle zwane Eonami.
4. Każdy Eon dąży do swego końca poprzez zwiększanie entropii (zwiększanie zmieszania czasoprzestrzeni z energią i z materią). I nie zmieni tego nawet to, że prawa fizyki i stałe natury w poszczególnych Eonach są różne.
5. Zwiększaniu entropii sprzyjają wszystkie oddziaływania: od jądrowych silnych do grawitacyjnych. Skoro można przekształcić w siebie nawzajem czasoprzestrzeń, energie i materię, to znaczy, że one maja tę samą naturę. Jaką naturę - nieważne. Ważne, że tę samą.
6. Grawitacja nie jest siłą lecz własnością geometrii czasoprzestrzeni.
7. W przypadku grawitacji, jedynym sposobem odwrócenia, przynajmniej lokalnie, kierunku oddziaływania jest maksymalne uporządkowanie w sensie materialnym (konstrukcyjnym) skoordynowane z uporządkowaniem w sensie energii i jej dawkowania.
8. Wzrost temperatury, jak wiadomo sprzyja wzrostowi entropii, a więc należy działać możliwie w zerze absolutnym i w ośrodku "odkurzonym" ze zbędnego promieniowania.
9. [usunięto]
10. Jest tylko jeden sposób, aby lokalnie przekrzywić geometrię tego spadku na wyobrażanej membranie wyginanej przez duży ciężar (chociaż ta inscenizacja jest tylko uproszczona) - w tym Eonie. Jeden Eon - jeden sposób...
Mała podpowiedź: może się to odbyć jedynie w mikroskali - na poziomie atomowym. Jeszcze jedna podpowiedź: jak wyglądają fale grawitacyjne?


Zakończenie
Zapraszam wszystkich myślących do przemyślenia mojej tezy. Wprawdzie mój warsztat pisarski nie jest najwyższych lotów, ale przecież nie o to tutaj chodzi. Sprawa w tym, aby zrozumieć ideę i - jeśli ktoś się z tym nie zgadza - niech postuluje sensowniejszą, bardziej zbliżoną do prawdy absolutnej, jeżeli takowa istnieje. Daje się zauważyć brak dyskusji nad niniejszym Manifestem, który od jakiegoś czasu krąży po Internecie, gdzie od czasu do czasu cały portal znika w dziwnych okolicznościach, co wskazywałoby, że ludzie boją się prawdy i wolą się dalej szamotać w górnolotnym bełkocie oraz w coraz większej konsumpcji fikcji. Wieczór, szyby niebieskie od telewizorów, wódeczka się sączy. Styrani tą wódeczką zjadacze chleba gaworzą o filmach, bzyknięciu żony sąsiada, rozgrywkach ligowych, itp. Rozmawiają o pierdołach. Ale dlaczego mąż z żoną nie dyskutują o tym, że zostali wytresowani do wielbienia bliskowschodnich wariatów i kochania małego wycinka Ziemi, a ze sobą to mogą... hm tylko po pijanemu? Więcej wódki i petard, zajoby pierdolone! O sprawach egzystencjalnych nikt nie rozmawia. To jest the hell jakaś straszliwa tragedia. W starożytnej Grecji też tak było?

Autor uczy się języka niemieckiego, żeby łatwiej otrzymać obywatelstwo Republiki Federalnej Niemiec i jako Niemiec (a nie jako polska świnia) opatentować swój wynalazek w niemieckim urzędzie patentowym. A ty polsko*, ty [autocenzura] [autocenzura] ty jedna ty, pierdol się!

*Według wyroku pewnego bajenego sądu w pewnym bajenym państwie, pisanie nazw własnych (imiona, nazwiska, nazwy państw itp.) z małej litery, nawet w oficjalnych dokumentach urzędowych, to oczywista omyłka pisarska, która zdarza się bardzo często i której nawet nie trzeba poprawiać po zauważeniu, oraz nie stanowi zniewagi.

Powyższy tekst to tylko osobista, subiektywna, opinia autora, którą to opinię jedynie prezentuje, do czego ma prawo zgodnie z prawem.
Odwiedzin: 777

Strona powstała 12.05.2023.