Opadłam na fotel zmęczona stresującym dniem. Kłótnia z przyjaciółką i utrata pracy w jeden dzień, czy może być gorzej? Powinnam się cieszyć, nienawidziłam tej nudnej pracy w biurze, gdzie każdy siedział w osobnym boksie oddzielony od siebie ścianami. Nawet nie wiedziałam kiedy stałam się jednym z korpo szczurów walczących o najlepsze wyniki poświęcając własne zdrowie i życie osobiste zaharowując się od rana do nocy. Fakt, to była okropna praca, ale pozwalała opłacić rachunki, kupić jedzenie i żyć na normlanym poziomie. Przemęczenie w pracy dało o sobie znać w postaci gorszych wyników i musiałam pożegnać się z nią. Jak zwykle w chwilach załamania sięgnęłam po czekoladę. Wgryzłam się w miękki środek czekolady malinowej i już po chwili poczułam jak odpływam. Posiłek bogów! Pstryknęłam placami i pobiegłam do kuchni. Wyjęłam masło orzechowe oraz dwie tabliczki czekolady - mleczną i gorzką - i zabrałam się do roboty! W końcu po długim czasie stała przede mną tarta o smaku masła orzechowego z polewą z czekolad. Zapakowałam ją i poszłam do przyjaciółki przeprosić. Chciałam chociaż to naprawić. Stresowałam się pukając do jej drzwi. Po chwili mi otworzyła.
- Cześć... Słuchaj... - zaczęłam nieśmiało. - Chciałam przeprosić cię za dzisiejszą kłótnią... Wiesz, że cię kocham i nienawidzę, gdy dochodzi do takich sytuacji. Przyniosłam też ciasto i...
- Nadal jestem zła - przerwała mi. - Jednak grzechem jest odmówić twoim wypiekom.
Dziewczyna uśmiechnęła się i przepuściła mnie w drzwiach. Już po kilku minutach siedziałyśmy na kanapie plotkując się i śmiejąc z talerzykami z tartą.
- Dziewczyno, masz talent! - powiedziała w końcu
- Miałam czekoladę pod ręką i tak jakoś wpadłam na zrobienie czegoś z nią. Wiesz, że kocham desery z nią związane.
- Wiem i dlatego nigdy nie odmówię czemuś spod twojej ręki. Powinnaś otworzyć jakąś kawiarnię.
- No nie wiem... To masa roboty.
- Daj spokój, poradziłabyś sobie. Poza tym stale narzekasz na swoją pracę. Czemu jej nie rzucisz?
- Nie muszę, wylali mnie.
- O Boże... - dziewczyna wyglądała na przejętą. - Strasznie mi przykro. Chociaż nie... wcale mi nie przykro. Nienawidziłaś tej pracy, a to jest twoja szansa. Zakładaj kawiarnię!
- Ewidentnie postradałaś zmysły.
- Będę ci wiercić dziurę w brzuchu tak długo, aż sama zaczniesz dowiadywać się jak zacząć własny biznes.
Przyjaciółka nie żartowała. Dzień w dzień zawracała mi tym głowę, a ja zaczynałam dostawać wezwania do zapłat. Miałam oszczędności, ale bałam się zainwestować je w pomysł, który może okazać się klapą i całkowicie mnie pogrążyć. Mimo to... zaryzykowałam. Przyjaciółka okazała się nieocenioną pomocą! Załatwiła mi darmową reklamę na miejscu bilbordzie, a także podrukowała masę ulotek, które roznosiła innym. Wraz ze znajomym, który projektował strony internetowe dla firm założyliśmy stronę mojej kawiarni i natychmiast rozpoczęłam od założenia kont kawiarni również na facebooku i instagramie. Musiałam poszerzać zasięgi. Wynajęłam fotografa, który był studentem i niewiele trzeba było mu płacić, a zdjęcia robił świetne. Zaczęłam je wstawiać i prężnie działać. Po roku w gazecie pojawił się artykuł o ciekawych kawiarniach w mieście i moja została tam zamieszczona! Dodatkowo od rana do wieczora miałam ręce pełne roboty, aż zatrudniłam pomoc. W końcu kawiarnia działała na tyle dobrze, że nie musiałam w niej przesiadywać, a powierzyć obowiązki mojemu świetnie już zgranemu zespołowi. Nie bez powodu zabierałam ich co jakiś czas na wspólne wyjście na kręgle czy gdzieś potańczyć, by się integrowali. W końcu czułam się naprawdę szczęśliwa! Kto by pomyślał, ze będę to zawdzięczać tabliczce czekolady.
Odwiedzin: 128

Strona powstała 11.12.2020.